WIELKI FINAŁ
Jeśli przegapiłem jakieś formatowanie czy cokolwiek zmieniłem, proszę autorów o szybki kontakt.
Tekst A
Mały Samuraj
WWWDawno dawno temu, daleko stąd żył sobie Mały Samuraj i jego Mądry Mistrz. Mieszkali razem w wysokich górach. Tam Mały Samuraj uczył się od Mądrego Mistrza wszystkiego, co musiał wiedzieć prawdziwy wojownik. Mistrz potrafił doskonale walczyć, dzięki czemu chronił Małego Samuraja, i był tak Mądry, że zawsze wiedział, jak rozwiązać każdy problem. Mały Samuraj chciał być dokładnie taki jak jego sensei,
więc codziennie...
WWW― Cio to siensiej?
WWWZamrugałem i wróciłem do rzeczywistości. Skryty pod kołdrą junior wlepiał we mnie ślepka, w których nie było nawet śladu senności. Oczywiście, że nie, pomyślałem. Nie miałem najmniejszego pojęcia, jak i o czym opowiadać, żeby uśpić czterolatka. I nie widziałem potrzeby, by kształcić się w tym kierunku.
WWW―
Sensei to znaczy nauczyciel ― odpowiedziałem. ― Czyli chodzi o Mądrego Mistrza.
WWWOdziedziczone po Natalii oczka mrugnęły, chyba dając znać, żebym kontynuował historię. Tak też zrobiłem, złorzecząc w myślach wszystkim fanom twórczości małżonki. Wieczorków autorskich się zachciało!
WWW― No więc Mały Samuraj trenował codziennie pod czujnym okiem Mądrego Mistrza.
WWWPewnego dnia Mądry Mistrz opowiadał Małemu Samurajowi o najznamienitszych wojo...
WWW― Cio to znaci?
WWWZmarszczyłem brwi. Fakt, „najznamienitszy” to nie jest słowo, które słyszy się w przedszkolach i na placach zabaw. Pomyśleć, że znana autorka horrorów co wieczór przemieniając się w matkę, musiała aż tak zaniżać swój poziom. Zresztą już w samej różnicy między horrorami a bajkami na dobranoc tkwiło wystarczająco dużo ironii.
WWW― A wiesz, że właśnie o to zapytał Mały Samuraj? ― Skoro i tak nie miałem pojęcia, w jakim kierunku zdążała historia, mogłem równie dobrze popłynąć z prądem. ― „Co to znaczy?...”
WWW„Co to znaczy Mistrzu?” ― zapytał Mały Samuraj.
WWW„Najznamienitsi czyli najsłynniejsi, najsilniejsi i najlepsi” ― odparł Mądry Mistrz. ― „Właśnie tacy byli wszyscy ci wojownicy. Byli tak najznamienitsi, że wszyscy nadali im przydomki, czyli takie specjalne imiona. Najsilniejszego z nich nazywali »Potężnym Ciosem«, najszybszego »Pędzącym Tygrysem«, a najmądrzej...”
WWW― A jak naziwali Mondlego Miścia?
WWWDuma mych lędźwi nie miała najmniejszego zamiaru spać. Pewnie robiłem coś nie tak.
WWW― Nazywali go „Urwanym Zdaniem”. ― Dałem synowi prztyka w nos. ― Bo mu bez przerwy Mały Samuraj przerywał.
WWWZakrył uśmiech rączkami na znak, że będzie już cicho.
WWW― Tak lepiej ― powiedziałem. ― Na czym to ja... Aha.
WWWWtedy Mądry Mistrz uniósł palec, spojrzał uważnie na Małego Samuraja i powiedział:
WWW„Ci wojownicy byli bez wątpienia najlepsi z najlepszych, ale był wśród nich jeden, który dokonał znacznie więcej niż inni. Nie był wcale najsilniejszy, nie był najszybszy, ani nawet najmądrzejszy, a jednak był największym i najbardziej znanym ze wszystkich samurajów. Wiesz, kto to był?”
WWWTomek pokręcił głową, najwyraźniej przyjmując na siebie rolę Małego Samuraja. Jego ekscytacja tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie była to opowieść z gatunku usypianek, ale widok szeroko otwartych oczu i niedomkniętych z podniecenia ust w dziwny sposób zachęcał do mówienia dalej.
WWWMały Samuraj otworzył szerzej oczy i pokręcił głową. Mądry Mistrz uśmiechnął się i powiedział:
WWW„Wojownika, który dokonał najwięcej szlachetnych czynów, zwano na całym świecie »Nieustraszonym«. Nie był tak silny jak »Potężny Cios« ani tak szybki jak »Pędzący Tygrys«. Nie był nawet najmądrzejszy, ani najsprytniejszy. Ale był za to najodważniejszy ze wszystkich samurajów!”
WWW„I to wystarczyło?” ― zapytał Mały Samuraj.
WWWMądry Mistrz pokiwał głową.
WWW„Widzisz, Mały Samuraju, nawet najsilniejszy wojownik czasami bał się, że nie da rady pokonać jakiegoś potwora, i nawet nie próbował. Ale gdy z tym samym potworem zmierzyć się miał »Nieustraszony«, wtedy dawał z siebie wszystko, choć nie był aż tak silny i też nie wiedział, czy mu się uda.
WWWNawet najszybszy wojownik czasami obawiał się, że nie dotrze na miejsce dość szybko, na przykład, gdy musiał doręczyć jakąś ważną wiadomość. Wtedy poddawał się, jeszcze zanim spróbował. Ale gdy tę samą wiadomość dawano »Nieustraszonemu«, on nie myślał, czy mu się uda, czy nie. On dawał z siebie wszystko, żeby dobiec o czasie.
WWWNawet najmądrzejszy wojownik czasami lękał się, że nie uda mu się rozwiązać jakiejś zagadki. Wtedy szukał innej, łatwiejszej, i rezygnował bez spróbowania. Ale gdy na tę zagadkę natrafiał »Nieustraszony«, to choć nie był równie mądry, próbował z całych sił ją rozwikłać.”
WWWZerknąłem na swego słuchacza.
WWWMały Samuraj bardzo uważnie słuchał Mądrego Mistrza.
WWW„Widzisz, Mały Samuraju” ― rzekł Mistrz ― „nawet najsilniejszy, najszybszy, najmądrzejszy wojownik czasami staje przed zadaniem, które zdaje się zbyt trudne. Dlatego najważniejsze jest, aby się nie poddawać, żeby próbować. Właśnie dzięki odwadze »Nieustraszonemu« udało się pokonać trudności, z którymi nie dali sobie rady silniejsi, szybsi, mądrzejsi samurajowie.
WWWOczywiście było mu trudniej. Bardzo się namęczył, zanim w końcu pokonał bestię. Ale chociaż najsilniejszy wojownik zrobiłby to bez trudu, to właśnie »Nieustraszony« tego dokonał.
WWWKiedy wiadomość dotarła na miejsce, »Nieustraszonego« bolały nogi tak, że aż nie mógł ustać. Ale chociaż najszybszy wojownik wykonałby zadanie bez trudu, to właśnie »Nieustraszony« zdobył sławę i nagrodę.
WWWZagadka była tak trudna, że po jej rozwiązaniu »Nieustraszonego« cały tydzień bolała głowa. Ale to on, a nie najmądrzejszy wojownik znalazł rozwiązanie, choć na pewno ten drugi dałby radę to zrobić bez trudności.”
WWWNie miałem pojęcia, czy moja opowieść przypominała bajkę. Zdawało mi się, że wyszło coś w stylu moralizatorskiego kazania. Niemniej Tomek wyglądał na niezwykle zainteresowanego.
WWW― Ja teś bende taki odwaźny ― odezwał się nagle, po czym dodał: ― Powiedział Mały Samulaj.
WWWUśmiechnąłem się lekko.
WWW― Zgadza się, tak powiedział.
WWW„Oczywiście, że będziesz” ― odrzekł Mądry Mistrz z uśmiechem.
WWWGdy tylko wróciła moja przeurocza żona, zaczęła wyzywać mnie od idiotów i wyrodnych ojców. Co za upokorzenie, Mądry Mistrzu, czy będziesz godzić się na takie traktowanie?
WWWTak, będę. Nie chciałbym zostać protagonistą kolejnej makabrycznej powieści.
WWWPoszło o to, że przed wyjściem z pokoju syna, zgasiłem lampkę. Nie wiedziałem bowiem, że mały boi się zasypiać po ciemku. Taka niewiedza była oczywiście, zdaniem małżonki, niewybaczalna, powinienem zacząć w końcu zachowywać się jak ojciec, gdybym spędzał trochę czasu z własnym synem, wiedziałbym takie rzeczy, a poza tym, do ciężkiej choroby, przecież każde dziecko w tym wieku boi się ciemności i jakim cudem nie domyśliłem się czegoś tak oczywistego. Początkowo zaznaczałem, że junior nie oponował, gdy gasiłem światło, ale w miarę jak żona rozpędzała się, przychodziło mi odpierać znacznie poważniejsze zarzuty. Skończyło się na tym, że oboje zepsuliśmy sobie nawzajem humory tuż przed snem.
WWWGdy jednak wróciłem do domu następnego wieczoru, czekała na mnie nader ciekawa niespodzianka.
WWW― Hej, tato, tato, tato! ― Przywitał mnie w drzwiach pierworodny. ― Źgadnij cio!
WWW― Mama coś przypaliła w kuchni? ― rzuciłem bez namysłu.
WWW― Słyszałam to! ― Dobiegł mnie pełen irytacji, acz wciąż jedwabisty głos.
WWW― Powiedziałem mamie, zie juś nie musi gasić lampki. ― Junior dumnie wypiął lichą pierś. ― Juś się nie boję.
WWWUśmiechnąłem się i nadstawiłem otwartą dłoń. Mały przybił mi piątkę.
WWW― Brawo ― powiedziałem. ― Jestem z ciebie dumny.
WWWZ kuchni wyjrzała moja druga połówka. Jej twarz świadczyła się mówić, że nie wierzy własnym uszom. Odchrząknąłem z nagłym zakłopotaniem.
WWW― Powiedział Mądry Mistrz do Małego Samuraja, oczywiście ― uzupełniłem. ― Tamtej nocy Mały Samuraj był odważny jak nigdy przedtem.
WWWTomek uśmiechnął się szeroko, a Natalia zmarszczyła brwi w uroczym geście podejrzliwości.
WWW― A to co ma znaczyć? ― zapytała.
WWW― Męska rzecz ― odparłem natychmiast. ― Nie mam racji, młody?
WWW„Mały Samuraj” energicznie pokiwał głową.
***
WWWGdy człowiek wraca do domu po całym dniu użerania się z nową szefową, słuchanie o problemach innych naprawdę nie jest tym, czego pragnie najbardziej. I zapewne mógłbym bez trudu wyłgać się od tego obowiązku, gdyby nie chodziło o mojego nastoletniego syna.
WWWOpadłem ciężko na krzesło i zacząłem masować sobie skronie.
WWW― Co się stało? ― jęknąłem niemal.
WWW― Chciałabym to wiedzieć ― odparła Natalia wyraźnie zmartwiona. ― Zamknął się w pokoju zaraz po przyjściu ze szkoły i nie wychodzi. Nie zjadł obiadu, moje pytania zbywa jakimiś burknięciami. Boję się, że coś sobie zrobi. Nie zjadł obiadu ― powtórzyła.
WWWKiwnąłem głową.
WWW― Ja również ― powiedziałem. ― Umieram z głodu.
WWW― Łukasz!
WWW― Dobra, dobra. ― Wzruszyłem ramionami. ― Pogadam z nim. Ale jeśli ty nic z niego nie wyciągnęłaś...
WWWUśmiechnęła się lekko.
WWW― Masz z nim lepszy kontakt, niż myślisz.
WWWWchodząc po schodach, powłóczyłem nogami. Byłem zmęczony, ból głowy tylko czekał na dogodną okazję, a poza tym to bez sensu. Bywały dni, że Tomek i ja w ogóle się nie widzieliśmy. Szczególnie teraz, gdy będąc nastolatkiem, co drugi dzień spędzał ze znajomymi poza domem.
WWWZatrzymałem się przed drzwiami jego pokoju. I co teraz? Nacisnąłem klamkę.
WWW― Tomek, otwórz ― powiedziałem bez entuzjazmu.
WWWOdpowiedziała mi cisza. Zgodnie z przewidywaniami. Obróciłem się na pięcie, by wrócić na dół i stwierdzić, że trudno, nie wyszło, a tak nawiasem mówiąc, to zjadłbym konia z podkowami... Ale małżonka znała mnie zbyt dobrze. Podszedłszy do schodów, napotkałem jej świdrujący wzrok. Westchnąłem i ponownie stanąłem pod drzwiami syna.
WWW― Tomeeek. ― Zapukałem. ― Nie utrudniaj życia.
WWWCisza. Oczywiście. W przeciwieństwie do żony prawie nie znałem syna. Dlaczego miałby gadać z nieznajomym o swoich problemach? Przetarłem oczy i zastanowiłem się. Jeśli tak dobrze pomyśleć, to może byłem kiepskim ojcem. Odkrycie stulecia. Ale co właściwie wiedziałem o swym pierworodnym? Jest świetny z matmy, beznadziejny z historii. A może to była biologia? Ogrywa matkę w szachy. Podobnie jak ja, nie jest wielkim fanem jej książek, choć właściwie nie wiem, jakie ma gusta w tym względzie. Jest w klasie C, jak pamiętałem z tego jednego zebrania, na które nie mogła pójść Natalia...
WWWI to właściwie wszystko. Niewiele jak na blisko szesnaście lat. Nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek spędzali ze sobą czas... Chociaż... Wtedy, gdy złamałem rękę... Ile on miał wtedy lat? Pięć, sześć? Mowa o mnie, więc granica błędu to jakieś dwa lata. Ale tak, pamiętam, że siedziałem wtedy w domu i opowiadałem mu jakieś historie... Jak to szło?
WWWZerknąłem w dół schodów. Nie, nie dała za wygraną.
WWWOdchrząknąłem i zapukałem ponownie.
WWW― Dawno dawno temu! ― przemówiłem, czując się głupio jak jeszcze nigdy. ― Daleko stąd żył sobie Mały... Żył sobie Młody Samuraj i jego Mądry Mistrz!
WWWTak, to był głupi pomysł. Ale jedyny, jaki miałem.
WWWMieszkali razem w wysokich górach. Tam Młody Samuraj uczył się od Mądrego Mistrza wszystkiego, co musiał wiedzieć prawdziwy wojownik.
WWWTylko ta głupia bajka stanowiła jakieś połączenie między mną a Tomkiem.
WWWMistrz potrafił doskonale walczyć, dzięki czemu chronił Młodego Samuraja...
WWWWyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy usłyszałem, jak z drugiej strony ktoś grzebie w zamku.
WWWI był tak Mądry, że zawsze wiedział, jak rozwiązać każdy problem.
WWWDrzwi otworzyły się i stanął w nich mój syn. Co on robił w tym pokoju, że tak urósł?
WWW― Każdy problem? ― Jego sceptyczny wyraz twarzy był zadziwiająco podobny do tego, który spotykałem co rano w lusterku. ― Zapytał Młody Samuraj.
WWW― Każdy problem ― potwierdziłem. ― Taki był Mądry Mistrz.
WWWSzybko pożałowałem tych słów. Najlepszy kumpel twojego syna zaczął chodzić z dziewczyną, która się twojemu synowi podoba. Teraz musisz pomóc synowi uporać się z jego pierwszym w życiu zawodem miłosnym. Do dyspozycji masz szesnaście lat nieznajomości i głupią bajkę o Młodym Samuraju.
WWWRadź sobie, Mądry Mistrzu.
WWWOkej, może przesadzam. Trochę strachu było, owszem, ale ― może zabrzmi to dziwnie ― brak zażyłości z Tomkiem działał chyba na moją korzyść. W końcu jaki standardowy nastolatek zwierzyłby się z podobnych rozterek standardowemu rodzicowi? To już chyba z obcym łatwiej o takich sprawach gadać. Nie żebym miał jakieś pojęcie. Żaden ze mnie psycholog.
WWWTomek szybko podchwycił moją amatorską metodę terapii.
WWWKsiężniczka dokonała jednak innego wyboru. Jej strażnikiem został Młody Ninja, właśnie ten, z którym do turnieju trenował Młody Samuraj. Młody Samuraj był załamany. Nie tylko zaprzepaścił jedyną szansę na osiągnięcie upragnionego miejsca u boku księżniczki, ale całe jego wysiłki poszły na marne, więcej! Przysłużyły się rywalowi!
WWWTomek spojrzał na mnie. Przekazał mi pałeczkę, tak? Dobra...
WWWWysłuchawszy tej historii, Mądry Mistrz pokiwał głową i upił łyk zielonej herbaty.
WWW„»Gdy wieją wichry, stawiać można mury lub wiatraki«, głosi stare przysłowie” ― rzekł. ― „Nie stawiaj wokół siebie murów, zza których nie zdołasz wyjść, Młody Samuraju. Postaw wiatraki, obróć nieszczęście na swoją korzyść”.
WWWTomek spojrzał w bok.
WWW„Jak?” ― zapytał Młody Samuraj. ― „Co mogę zrobić?”
WWWDobre pytanie, pomyślałem.
WWW„Czyż Młody Ninja nie pozostaje ci przyjacielem?” ― zapytał Mistrz. ― „Nie pozwól, by wynik turnieju podzielił braci, a zdobędziesz także sympatię księżniczki. Nade wszystko jednak dasz się poznać jako człowiek szlachetny, bez gniewu i zemsty w sercu. Takich wojowników mężowie podziwiają, kobiety cenią, a los hojnie obdarza.”
WWW„Młody Samuraj” milczał dłuższą chwilę, wbijając wzrok w podłogę. W końcu spojrzał na „Mądrego Mistrza”.
WWW― To będzie wymagać wiele odwagi ― rzekł. ― Czy Mądry Mistrz ma jakiś na to sposób?
WWWUśmiechnąłem się.
WWW― Ten jeden raz ― zastrzegłem. ― Ale najpierw obiad. I tylko łyczek, jasne?
WWWOczywiście nie musiałem tego mówić. Moja małżonka nawet w totalnym osłupieniu potrafiła zadbać o umiar.
WWW„Jestem z ciebie dumny” ― powiedział Mądry Mistrz.
WWWTamtego dnia Młody Samuraj był szlachetny jak nigdy przedtem.
***
WWWTelefon umilkł. Ktokolwiek dzwonił, w końcu dał za wygraną. I bardzo dobrze. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Nie chciałem się z nikim widzieć. Chciałem zasnąć. Po prostu. Głód i tak utrudnia mi to zadanie, więc przynajmniej wy, ludzie, zostawcie mnie w spokoju.
WWWSam nie wiedziałem, kiedy się obudziłem. Przestałem już odróżniać sen od jawy, dzień od nocy. Jedynie wspomnienia wciąż nie chciały zastąpić bolesnej teraźniejszości. Potykając się o góry śmieci, chwiejnym krokiem podszedłem do lodówki. Nie była pusta, ale leżące w niej butelki ― już tak. Sprawdzałem je po kolei, ale nie znalazłem ani kropli anestezjologa. Kilka butelek wyślizgnęło mi się z rąk, ale nie podniosłem ich. Jakie miało znaczenie, gdzie leżą?
WWWWestchnąłem ciężko. Potrzebowałem alkoholu. Nie wiedziałem już po co. Ale potrzebowałem.
WWWNie chciałem jednak wychodzić. I nie wiedziałem, czy byłbym w stanie.
WWWWtedy rozległ się dzwonek do drzwi.
WWWChciałem przeczekać. Ale ktokolwiek to był, także potrafił być uparty. Ciągły dźwięk irytował i zaczynał przyprawiać o ból głowy. Rzuciłem w drzwi jakąś butelką i nieproszony gość puścił przycisk. Nie odszedł jednak.
WWW― Tato. ― Usłyszałem. ― To ja.
WWWSkuliłem się pod ścianą. Tomek.
WWW― Tato, wpuść mnie.
WWWNie ma mowy. Odejdź. Nie chcę, żebyś mnie widział w tym stanie.
WWWI nie chcę widzieć ciebie. Masz jej oczy.
WWW― Tato, proszę...
WWWNie odpowiedziałem. Milczeliśmy obaj.
WWWCiszę przerwały najmniej spodziewane słowa.
WWWDawno dawno temu, daleko stąd...
WWWJęknąłem cicho.
WWWŻyli sobie Samuraj i jego Mądry Mistrz.
WWWPrzestań.
WWWMieszkali razem w wysokich górach. Tam Samuraj uczył się od Mądrego Mistrza wszystkiego, co musiał wiedzieć prawdziwy wojownik.
WWWNie jestem żadnym mistrzem. Zacisnąłem dłonie w pięści.
WWWMistrz potrafił doskonale walczyć, dzięki czemu chronił Samuraja, i był tak Mądry, że zawsze wiedział, jak rozwiązać każdy problem.
WWWChwyciłem pierwszy przedmiot, który wymacałem pod ręką, i cisnąłem nim w drzwi.
WWWTo nie był dźwięk rozbijanej butelki. Uniosłem wzrok. Jęknąłem i pokracznie przyskoczyłem do drzwi, podnosząc stłuczoną ramkę. Ostatnie jej zdjęcie sprzed wypadku... Natalia uśmiechała się. Miała to samo przekorne, wyzywające spojrzenie, które aż za dobrze pamiętałem...
WWWAle pewnego dnia nadszedł dla Samuraja koniec nauki u Mądrego Mistrza.
WWWZamarłem. Co to znaczy?
WWWSamuraj wziął wierny miecz, pożegnał swojego sensei...
WWWNie. Nie, nie, nie! Najpierw Natalia, teraz Tomek...
WWWW ten sposób Samuraj przestał być uczniem.
WWWRozpaczliwie przekręcałem zamki, jakby syn miał zniknąć, jeśli nie zdążę w porę otworzyć drzwi.
WWWTamtego dnia Samuraj sam został bowiem Mistrzem.
WWWNa progu mojego mieszkania stał wysoki mężczyzna. Spoglądał na mnie oczami mojej zmarłej żony i uśmiechał się łagodnie. Trzymał w ramionach niemowlę.
WWW― Spójrz tylko na siebie. ― Tomek pokręcił głową. ― Tłuste włosy, wory pod oczami, a twarz ci ledwie widać zza tego zarostu. No i śmierdzisz, Stary Mistrzu, wybacz bezpośredniość, ale śmierdzisz.
WWW― Czy... to... ― Wpatrywałem się w twarzyczkę śpiącej wnuczki.
WWW― Jak widzisz, mała śpi ― zauważył. ― Innymi słowy masz jeszcze szansę zrobić dobre pierwsze wrażenie. Tylko się weź za siebie. Mam ci pomóc?
WWWTrwałem w osłupieniu dobrą chwilę.
WWW― N... Nie... ― mruknąłem w końcu. ― Dam sobie radę... Tak, dam sobie radę.
WWWTomek uśmiechnął się.
WWW― Za tydzień chrzciny ― powiedział. ― Oczywiście jesteś zaproszony. Chrzestnymi będą Zielińscy, a imię...
WWW― Kto? ― To nazwisko nic mi nie mówiło.
WWWTomek zmarszczył brwi.
WWW― Wiktor i Magda Zieliń... A, wiem! ― Uśmiechnął się i mrugnął. ― Młody Ninja i księżniczka.
WWWWydałem z siebie coś pomiędzy parsknięciem śmiechem a westchnieniem zrozumienia.
WWW― Ach tak ― mruknąłem. ― Proszę, proszę.
WWW― Wybraliśmy też już imię. ― Syn spojrzał mi prosto w oczy. ― Powinno ci się spodobać. Natalia.
***
WWWCzłowiek nie boi się śmierci samej w sobie. Bo i czego tu się bać? Będzie boleć lub nie, krócej lub dłużej, ale potem pyk! i już. Obojętnie, czy jest niebo, czy świadomość nam znika na zawsze ― to nic strasznego. Ale człowiek boi się, że śmierć ujawni jego życie jako zmarnowane, pozbawione sensu, przegrane.
WWWCzy coś tam.
WWWNigdy nie byłem typem filozofa, ale chyba w dobrym tonie jest trochę myśleć o śmierci, gdy jest się od niej o krok. A ja jestem, bez wątpienia. Wiek. Serce. Podobno miałem niezwykle wiele szczęścia, że przeżyłem ostatni atak. No i dlatego mnie tu trzymają, dranie. A łóżka tak niewygodne, że tylko czekać na następny.
WWWTo dobra śmierć, tak myślę. Żadne tam niespodziewane walnięcie samochodem, nawet nie tak bolesne. Dawniej sądziłem, jak chyba każdy, że najlepiej jest umrzeć we śnie. Teraz, rozmawiając codziennie z synem, synową i wnuczką, już tak nie uważam. Bo co to za śmierć bez pożegnania, bez nacieszenia się po raz ostatni bliskimi?
WWWGdy człowiek finalizuje jakieś zadanie, sprawdza rezultaty, ocenia, czy nie popełnił pomyłki, czy efekty są zadowalające. To samo jest z życiem, największym zadaniem. Leżę sobie i sięgam pamięcią wstecz. Zaskakujące, jak wiele człowiek pamięta. Czasami mimo najlepszych chęci.
WWWCałe to zastanawianie się nie ma jednak sensu. Wystarczy mi bowiem jedno spojrzenie rzucone na Tomka i już wiem, że było warto. Pewnie, byłem głupim bachorem, wrednym nastolatkiem, irytującym małżonkiem i dalekim od doskonałości ojcem, ale niech mnie cholera, jeśli ten siedzący przy moim szpitalnym łóżku mężczyzna nie jest koronnym dowodem, że było warto!
WWW― Powiedz, Tomek... ― zagadnąłem go któregoś razu. ― Pamiętasz tę historię o Samuraju?
WWWUśmiechnął się.
WWW― Dawno dawno temu ― powiedział. ― Daleko stąd...
WWW― ...Żył sobie Mały Samuraj i jego Mądry Mistrz. ― Zachichotałem.
WWWMieszkali razem w wysokich górach. Tam Mały Samuraj uczył się od Mądrego Mistrza wszystkiego, co musiał wiedzieć prawdziwy wojownik. Mistrz potrafił doskonale walczyć, dzięki czemu chronił Małego Samuraja... i był tak Mądry, że wiedział, jak rozwiązać każdy problem...
WWWNo tak, olśniło mnie. To przecież bajka na dobranoc...
WWWMały Samuraj rósł, niespodziewanie Tomek zaczął mówić dalej,
chłonąc nauki Mistrza i wkrótce dzięki jego mądrości sam stał się nauczycielem. Mimo to pewnego dnia stawił się ponownie w jego progach... Po raz ostatni... w charakterze ucznia...
WWWSpuścił głowę.
WWW„Jestem z ciebie dumny” ― mówił zawsze Mądry Mistrz...
WWWTak. To najlepsze zakończenie dla tej historii.
WWWTamtego dnia jego uczeń był wdzięczny jak nigdy przedtem.
WWWPrzestał już wstrzymywać łzy.
WWWI tak wytrzymał dłużej niż ja.
WWW― Dziękuję, tato.
---------------------------------------------------
Tekst E
Jak w bajce
WWW- … i żyli długo i szczęśliwie.
WWWAdrian zamknął książkę i spojrzał na syna. Tak jak się spodziewał, mały już smacznie spał, wtulając policzek w ciepłe futerko Buby, jego ukochanego misia. Delikatnie przeczesał włoski chłopczyka i ucałował pachnące lawendą czoło. Dopiero wtedy zgasił nocną lampkę i cicho wyszedł z pokoju, zostawiając za sobą lekko uchylone drzwi.
WWWUsiadł w fotelu i przyjrzał się okładce książki, którą czytał Michałkowi na dobranoc. „Czytał” to może niezbyt precyzyjne określenie. „Baśnie dla małych i dużych” okazały się lekturą zdecydowanie dla dużych. Kto by pomyślał, że tradycyjne bajki, czytane dzieciom z pokolenia na pokolenie, przepełnione są przemocą i brutalnymi opisami. Chcąc oszczędzić synkowi traumy i nocnych koszmarów, w trakcie opowieści płynnie zastępował drastyczne wątki złagodzoną wersją wydarzeń. Adrian nie mógł uwierzyć, że niegdyś rodzice, dziadkowie i pradziadkowie narażali swoje pociechy na wypaczenie psychiki, częstując ich porcją drastyczności, która powinna być zarezerwowana wyłącznie na potrzeby filmów dla dorosłych. Uważał, że Bracia Grimm czy Hans Christian Andersen musieli być, jak to się teraz mówi w młodzieżowym slangu, zdrowo rąbnięci.
WWWTak bardzo absorbowało go roztrząsanie nikczemnej natury bajek, że nie zauważył przemykającego po ścianie cienia, pochylonego nisko niczym skradający się garbus. Krzyknął dopiero wtedy, kiedy niematerialne, powykrzywiane paluchy zacisnęły mu się chciwie na gardle.
WWWObudził go kopniak w żebra. Zajęczał jak zraniony pies i zwinął się odruchowo w kłębek. Źródło bólu wykwitło tym razem w okolicach nerek. Przez chwilę nie mógł złapać oddechu, wpatrując się wybałuszonymi oczami w ziemię.
WWW- Albo wstaniesz od razu, albo pobawimy się dłużej. Możemy tak cały dzień.
WWWGłos dobiegał zza pleców Adriana. Było w nim coś tak przerażającego, że słowa otrzeźwiły mężczyznę bardziej niż powitalna „przekopanka”. Czym prędzej chciał spełnić prośbę nieznajomego i zerwać się na nogi, ale z drugiej strony paraliżował go strach przed ujrzeniem jego oblicza.
WWW- Czekam.
WWWGłos był ostry niczym brzytwa, boleśnie kaleczył uszy. Adrian wyobraził sobie, jak słowo opuszcza usta oprawcy i w powietrzu przybiera kształt cienkiej szpilki, a potem bezbłędnie trafia do małżowiny ofiary, przebija się przez bębenki i zaostrzonym końcem drażni korę mózgową.
WWW- Nie lubię czekać.
WWWTrzy ukłucia, każde mocniejsze od poprzedniego.
WWW„Gdzie ja jestem, zaraz zwariuję, niech on się zamknie, niech zrobi ze mną co chce, byle tylko się nie odzywał, niech się zamknie!”
WWWPodniósł się powoli z zimnej kamiennej płyty, ale pozostał odwrócony plecami do Głosu. Znalazł kompromis pomiędzy posłuszeństwem a strachem.
WWWRozejrzał się ostrożnie po pomieszczeniu. Był zamknięty w jakiejś celi. Na odrapanych ścianach dostrzegł ślady krwi i nieregularnych wyżłobień, które pozostawić mogły na przykład długie paznokcie, próbujące bezskutecznie wydrapać sobie drogę ucieczki. Po drugiej stronie, za nim, zapewne znajdują się kraty i więzienne drzwi. Mógłby spróbować rzucić się w tył i puścić pędem przed siebie, ale wcześniej musiałby minąć Głos…
WWWAdrian przełknął ślinę.
WWWBył pewien, że padł ofiarą psychopaty, który włamał się do jego domu, ogłuszył i zaciągnął do swojej kryjówki, by torturować albo wykorzystywać jako obiekt perwersyjnych zabaw. Tyle się słyszy w telewizji o wariatach, ale czemu dotknęło to akurat jego, czym sobie zasłużył? Jest przecież dobrym człowiekiem, nikogo nigdy nie skrzywdził, opiekuje się sy…
WWWNagle wyprężył się, jak porażony elektrycznym impulsem.
WWW- Co zrobiłeś z Michałkiem? – Znalazł w sobie tyle odwagi, by zadać pytanie, ale niewystarczająco, by skierować je prosto w oblicze Głosu.
WWW- Och, jak mógłbym mu cokolwiek zrobić? – Seria iluzorycznych pocisków przeszyła duszę Adriana. – Przecież świat jest takim miłym i pięknym miejscem, nieprawdaż? Tragedie zdarzają się, owszem, ale zawsze innym. Ty postawiłeś przecież nad synkiem bezpieczny klosz, czy ktoś miałby śmiałość go niszczyć?
WWWZ każdym następnym zdaniem Adrianowi bardziej zbierało się na wymioty. Konwersacja z Głosem przypominała nurkowanie w zbiorniku z nieczystościami. Ilekroć otwierał usta, dusiłeś się fekaliami i smrodem.
WWW- Gdzie jest mój syn? – mężczyzna ciężko dyszał, przeklinając słabość, która nie pozwalała mu stanąć twarzą w twarz z psychopatą.
WWW- Tam, gdzie go ostatnio widziałeś. Na twoim miejscu zadałbym raczej pytanie „Gdzie JA jestem?”
WWW- Gdzie jestem?
WWW- To już mi się bardziej podoba. – Adrian był pewien, że twarz Głosu rozjaśnił krzywy uśmiech. Krzywy jak sierp. Sierp nacinający zmysły. – Jesteś na obozie. I kiedy mówię „obóz”, chcę, żebyś przed oczami miał nie roześmianą gromadkę urwisów, taplających się w jeziorze, ale wychudzonych ludzi w pasiakach, którzy martwymi oczami śledzą ptaki, przysiadające na wysokim ogrodzeniu i słodkim zaśpiewem drwiące z ich niedoli.
WWW- Kim ty w ogóle jesteś? – wychrypiał Adrian, przerażony tym, co właśnie usłyszał.
WWW- Spójrz i sam się przekonaj – Głos zachęcił go przymilnym tonem.
WWWMężczyźnie przeszło przez myśl, że Głos zabrzmiał jak słodkie ciastko nafaszerowane trucizną.
WWWWziął głęboki oddech, zacisnął pięści i szybkim ruchem obrócił się w jego stronę. Po chwili kulił się na ziemi, krzycząc wniebogłosy i obłąkańczo zasłaniając oczy. Umysł usilnie starał się wymazać z pamięci obraz, jaki niedawno zmuszony był przetworzyć. Musiał go wymazać, żeby zachować resztki zdrowego rozsądku.
WWWOto, co Adrian zdołał uchwycić w ciągu tych paru chwil, zanim mózg nie eksplodował mu pierwotnym strachem. O żelazne pręty opierała się dziwaczna postać. Nie miała na sobie koszuli. Adriana zakłuły w oczy wystające żebra i naciągnięta na nie blada skóra. Tak mogły wyglądać ciała nieszczęśników dotkniętych klęską głodu albo korpusy więźniów przetrzymywanych w sowieckich łagrach. Był przekonany, że przy gwałtowniejszym ruchu kości mogą przedziurawić skórny całun i wyjść na światło dzienne niczym roztrzaskany maszt statku-widmo, wystający smętnie z morskiej toni. Przez cienką jak papirus skórę prześwitywały organy wewnętrzne, Adrian widział niemrawe pulsowanie serca i skurcze żołądka, które przypominały drgania połączonego w jedno stada węży. Wychudzone ręce wisiały wzdłuż tułowia jak gałęzie martwego drzewa.
WWWNa długie, patyczkowate nogi postać założyła obcisłe spodnie, jakby w przypływie złośliwości jeszcze bardziej chciała uwydatnić mizerną posturę. Absurdalnie prezentowały się natomiast buty Głosu – śmieszne ciżemki z długimi, zakrzywionymi noskami, zwieńczone włochatym pomponikiem w kolorze sadzy. Ale nie one skłoniły Adriana do krzyku.
WWWGłos miał założoną na głowę papierową torbę. Zwykłą, brązową torbę, pozbawioną jakichkolwiek oznaczeń, jaką często dostaje się przy kasie w małych sklepach spożywczych. Nie było w niej nawet wyciętych otworów, przez które można by patrzeć – po prostu dziecięcym stylem wyrysowano duże owale i zamalowano środek czarnym mazakiem. Pod prowizorycznymi oczami widniał szalony uśmiech. Czerwone kontury ust wykrzywiały się w nieludzkim grymasie, prezentując rządki małych, ostrych ząbków, ułożonych równiutko jak w paszczy rekina. Adrian miał wrażenie, że gdyby Głos zechciał go pożreć, narysowane kredą siekacze chwilę później zabarwiłyby się czerwienią, a fragmenty ciała i kości groteskowo przywarłyby do papierowej twarzy.
WWWWidok był tak przerażający, że Adrian miał wrażenie, że przez moment oglądał oblicze diabła. A nawet jeśli nie, to diabeł ukrywał prawdziwą naturę pod tą pokraczną maską.
WWW- Chyba wystarczająco się napatrzyłeś – Głos zakończył zdanie czymś, co mogło być urywanym, jazgotliwym śmiechem. – Nie wymagam gapienia się na mnie, tylko wykonywania poleceń. Wstawaj i ruszaj przodem, będę za tobą. Niewielu śmiertelników jest odpornych mój widok, nie mam ci tego za złe. – Znowu ten upiorny rechot.
WWWAdrian usłyszał kroki. Głos stanął za nim, zwalniając wyjście z celi.
WWW- Mówiłem już, że nie należę do osób cierpliwych.
WWWMężczyzna podparł się dłonią o brudną podłogę i powoli podniósł z klęczek.
WWW- Skręć w lewą odnogę korytarza i idź prosto. Powiem, kiedy masz się zatrzymać.
WWWAdrian powoli wyszedł z małego pomieszczenia. Stał w mrocznym holu. Co kilka metrów na ścianach, na żelaznych obręczach, osadzone były płonące pochodnie, dające akurat tyle światła, by blada poświata nie pozwoliła ciemności wziąć lochów w całkowite władanie.
WWWMężczyzna ostrożnie ruszył przed siebie. Minął celę, bliźniaczo podobną do tej, w której sam się obudził. W środku kulił się w kącie jakiś niewyraźny kształt. Nie zdążył przyjrzeć mu się dokładniej, bo poczuł nieprzyjemne ukłucie w ramię. Jakby dotknął go sopel lodu.
WWW- Zwiedzać ci się zachciało? Jeszcze nie kazałem się zatrzymywać.
WWW- Czy ja umarłem? Trafiłem do piekła? – zapytał cicho Adrian, posuwając się mozolnie naprzód.
WWW- Nie i nie. Ale wierz mi, że to się może szybko zmienić. Na chwilę obecną można powiedzieć, że jesteś w bajce.
WWW- W bajce – powtórzył niewyraźnie po Głosie.
WWW- Dokładnie. Nie w takiej przesłodzonej, cholernej bajeczce, jakie opowiadasz synkowi na dobranoc, ale w bajce z prawdziwego zdarzenia. A raczej w Sferze Bajek, gdzie przeplatają się wszystkie historie.
WWW- Czemu tu trafiłem? – Wpatrywał się tępo przed siebie, licząc mijane pochodnie. – Za co?
WWWPrzestał rozglądać się po celach, kiedy spojrzał prosto w wykrzywioną bólem twarz kobiety, zaciskającej chude palce na stalowych prętach. Rozczochrana fryzura i wyłupiaste oczy upodabniały ją do wiedźmy, ale Adrian podejrzewał, że jest takim samym człowiekiem jak on.
WWW- Bo jesteś przestępcą. Co się robi z przestępcami? Wsadza do więzienia. Wię-zie-nia. – Adrian wyobraził sobie, jak paszcza rekina, narysowana czerwonym flamastrem na papierowej torbie, wypluwa z siebie poszczególne sylaby, a potem wyszczerza śnieżnobiałe zęby w zwierzęcym uśmiechu. – W twoim świecie, do kogoś takiego jak ja, zwracałbyś się „panie władzo”.
WWW- Przecież ja nic takiego…
WWW- Jeszcze masz czelność się spierać?! – Tuż obok ucha rozległ się warkot. Mężczyzna przełknął ślinę i prawie stracił równowagę. – Swoimi cudacznymi opowieściami plugawisz nasz świat. Podważasz dogmaty. Myślisz, że jesteś taki sprytny, że możesz zmienić coś, co stworzyli mądrzejsi od ciebie? Przekonamy się. Nie zwalniaj, ciągle kawałek drogi przed nami.
WWWKorytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Gdy Adrian doliczył się sześćset osiemdziesiątej trzeciej pochodni, przestał zwracać na nie uwagę. Lewa. Prawa. Lewa. Prawa. Pozostawał tylko marsz.
WWWW końcu doszedł do spiralnych schodów, ciągnących się w górę niczym poskręcana serpentyna.
WWW- Hop siup, teraz schodami. – Głos wydawał się być rozbawiony. – Już blisko.
WWWPo kilku minutach mozolnej wspinaczki opuścił więzienie i do jego nozdrzy doszedł wreszcie zapach świeżego powietrza.
WWW- Witam w Fabel, stolicy Sfery Bajek.
WWWZnajdował się na szerokim dziedzińcu, jasno oświetlonym promieniami popołudniowego słońca. Ale słońce w najmniejszym stopniu nie było podobne do tego, jakie przyzwyczajony był oglądać. Przypominało rysunek autorstwa przedszkolaka – żółta plama naniesiona na nieboskłon ręką niewprawnego artysty. Roztaczało sztuczne promienie, tak proste, jakby przy ich tworzeniu wykorzystywano linijkę. Również chmury posiadały pretensjonalne, bajeczne kształty. Puszyste obłoki formowały się w baranki i wesołe twarzyczki, pozdrawiające z góry wszystkich mieszkańców ziemi. Całość sprawiała wrażenie obrazu żywcem wyjętego z psychodelicznego snu.
WWW- Chodź zobaczyć, co narobiłeś.
WWWAdrian obejrzał się przez ramię, ostrożnie, aby nie natrafić przypadkiem na postać ukrywającą twarz pod papierową torbą. Obok wejścia do lochu przymocowano koślawą tabliczkę, na której dziecięcym charakterem pisma wyryto napis A FE! NIEDOBRZY OPOWIADACZE BAJEK. Teraz miał pewność, jakie przestępstwo popełnił.
WWWFabel przypominało Adrianowi miasteczko, do którego zawitał swego czasu podczas obchodów jakiejś wiekopomnej, acz na chwilę obecną zapomnianej przez niego rocznicy. Wtedy zrekonstruowano całą okolicę na wzór średniowiecznej mieściny. Na ulice wjechały stragany z żywnością i lokalnymi wyrobami, zachwalanymi przez odzianych zgodnie z epoką handlarzy. Wszędzie kręcili się mężczyźni w rycerskich tunikach albo w wełnianych płaszczach, a kobiety, ukrywające włosy pod białymi chustami, uśmiechały się skromnie do turystów.
WWWW Fabel było bardzo podobnie, z tą różnicą, że napotkani mieszkańcy, zamiast witać go lekkim ukłonem, spluwali pod nogi i wyczyniali w jego kierunku niezrozumiałe gesty. Adrian miał wrażenie, że częstowali go ówczesną odmianą wyprostowanego środkowego palca.
WWW- Gdyby nie było mnie obok, zlinczowaliby cię, uwierz. – Słowa Głosu nie brzmiały pokrzepiająco, a może w ogóle nie miały tak zabrzmieć. – Na początek kieruj się w stronę tego domku z czerwoną dachówką.
WWWAdrian posłusznie wypełnił polecenie, wbijając oczy w brukowaną uliczkę, by nie prowokować nikogo spojrzeniem.
WWWJuż od progu dobiegł go straszliwy smród. Zakasłał i zacisnął palce na nosie.
WWW- Och, jaki wrażliwy – zadrwił przewodnik. – Specjalnie nie sprzątaliśmy, czekając na twoje przyjście.
WWWAdrian czubkiem buta popchnął ostrożnie uchylone drzwi. Odór uderzył z podwójną siłą, a jemu zakręciło się w głowie.
WWWŚciany pomieszczenia wymazane było czerwienią, jakby ktoś odpalił ładunek wybuchowy wewnątrz beczki z farbą. Kiedy mężczyzna ujrzał zmasakrowane ciała, rozciągnięte w dziwacznych pozycjach na podłodze i łóżku, zgiął się wpół i zwymiotował. Ciężko było ocenić, czy zwłoki należą do mężczyzn czy kobiet, ciężko było nawet powiedzieć, ilu ludzi zginęło w pokoju. Zanim Adrian wyrzucił z siebie strumień rzygowin, na małym taborecie dostrzegł oderwaną dłoń.
WWW- Wiesz, czyja to robota? – zapytał Głos i nie dając mężczyźnie czasu na zastanowienie, odpowiedział za niego. – Twoja. Może nie wparowałeś tu bezpośrednio i nie zadźgałeś tych biedaków, ale podkusiłeś tego skurwysyna, dałeś mu wolną rękę.
WWW- Kogo? – Otarł usta wierzchem dłoni, nie mając odwagi ponownie spojrzeć na miejsce zbrodni.
WWW- Kogo, kogo! Wilka, kogo innego?
WWWAdrian miał mętlik w głowie.
WWW- Pamiętasz swoją wersję „Czerwonego Kapturka”? Gdzie Wilk nie pożarł Babci, bo zrozumiał, jakie to złe i w ogóle wstrętne? I w której Babcia z Kapturkiem przygarnęły zwierzę i zrobiły z niego domowego pupila? Oto efekty.
WWWMężczyzna przemógł obrzydzenie i lekko podniósł głowę. Na podłodze dostrzegł postrzępiony skrawek czerwonego materiału, miejscami zabarwiony intensywniejszym kolorem.
WWW- Skończyłeś opowiadać swoje brednie, a kilka dni później poczciwy Wilk przegryzł starowince szyję, a Kapturkowi dostarczył kilka godzin niepowtarzalnej zabawy w charakterze seksualnej niewolnicy. Babcia miała przynajmniej szybką śmierć… Żeby tego było mało, profilaktycznie zabił Leśniczego, który wpadł na podwieczorek. Gustav był lubiany, dobry w swoim fachu, teraz ze świecą takiego szukać. Narobiłeś sobie wrogów w Fabel, „przyjacielu”.
WWWAdrian czuł się jak w koszmarnym śnie.
WWW- Ale… ale ja chciałem dobrze…
WWW- Wiesz, czym jest wybrukowane piekło, prawda? – zapytał retorycznie. - To nie wszystko. Teraz przejdziemy się do lasu.
WWWAdrian myślał, że całej zawartości żołądka zdążył pozbyć się już w domku Babci. Bardzo się mylił.
WWW- Rozumiem, że nie muszę ci tłumaczyć, do kogo należą te małe ciałka w spiżarni?
WWWNie musiał. Gdy opowiadał Michałkowi bajkę o Jasiu i Małgosi, dobrym pomysłem wydało mu się zastąpienie zakończenia jakimś pozytywnym akcentem. Zamiast więc kazać dzieciom włożyć Babę Jagę do pieca, wymyślił alternatywną wersję, w której niedobra czarownica podstępem zamykana jest w szafie. Nie siedziała tam jednak długo, o czym świadczyły zwłoki Jasia i Małgosi przerobione na wędzone mięso.
WWW- Ta stara jędza zaszyła się gdzieś w lesie, jeśli szybko jej nie złapią, będziesz mieć na sumieniu kolejne istnienia. Jak można żywić jakikolwiek sentyment do pożeraczki dzieci? – dziwiła się na głos postać w papierowej torbie. – Nie masz serca, człowieku.
WWWBrakowało mu sił na polemikę. Skąd mógł wiedzieć, jak to się skończy? Przecież to tylko bajki…
WWWPo odwiedzeniu domku z piernika, Głos zaprowadził Adriana do bogatej posiadłości na skraju miasta. Przed zameczkiem rozpościerał się duży, zadbany ogród, pyszniący się krzewami uformowanymi na podobieństwo zwierząt i wielobarwnymi kwiatami, które tworzyły przepiękne, naturalne mozaiki.
WWWStrażnik posiadłości, postawny mężczyzna z sumiastym wąsem, opierał się beztrosko o halabardę i wyglądał na bardzo znudzonego, dopóki Głos nie pojawił się w zasięgu jego wzroku. Wtedy wyprostował się jak struna i zasalutował.
WWW- Pan w domu?
WWW- Wyjechał na wieś w ważnej sprawie, sir. Nie będzie go jeszcze parę dni. – Krople potu zrosiły czoło strażnika.
WWW- Rozejrzymy się.
WWW- Oczywiście, sir.
WWWGdy znaleźli się w środku, Adriana uderzył przepych, z jakim urządzono rezydencję. Stąpał po puszystym, czerwonym dywanie, mijał sprzęty kryte złotogłowiem i portrety szlachciców, rzucających dumne spojrzenia z fantazyjnie zdobionych ścian.
WWW- Gdzie jesteśmy?
WWW- W domu włodarza okolicznych wsi. Może kojarzysz. Mówią na niego Sinobrody.
WWWAdrian zadygotał. Kojarzył aż za dobrze.
WWW- Zajrzymy do pokoju na końcu ganku. Tego, którego istnienie ukryłeś przed synem.
WWWAdrian stanął przed drzwiami i położył dłoń na klamce. Pokój był zamknięty.
WWW- Pozwól. – Poczuł aurę mrozu, kiedy obok jego ramienia przemknęła trupia ręka, trzymająca w zakrzywionych palcach mały kluczyk. Rozległ się cichy zgrzyt i drzwi stanęły otworem.
WWWRzeźnia. Takie słowo przyszło na myśl Adrianowi, kiedy zajrzał do środka.
WWW- Oto i małżonki czcigodnego Sinobrodego. Wszystkie w komplecie. Jak widzisz, lokalny szlachcic preferuje zadawanie śmierci przez dekapitację. Tu, na prawo, jego najnowszy nabytek. – Mężczyzna obejrzał się w tamtą stronę. Nabita na pal głowa prześlicznej blondynki rzucała mu oskarżające spojrzenie. – Nieboraczka musiała być nielicho zaskoczona, gdy okazało się, że Sinobrody wcale nie trzyma za tymi drzwiami podarku ślubnego, jak się przy tym usilnie upierałeś. Przez ciebie nie zaalarmowała siostry, jej bracia nie ubili szlachcica, a terror Sinobrodego trwa w najlepsze. Zadowolony?
WWW- Dość już, dość! – Adrian zatkał sobie uszy. – Po co mnie męczysz, po co mi to pokazujesz? Zrób, co masz ze mną zrobić, i zostaw w spokoju! Chcę wracać do syna!
WWW- Po co? – wysyczał złowrogo Głos. – Żebyś zrozumiał, czym są bajki. Są gorzką prawdą, nie lukrowanym pączkiem. Są morałem. Jaki morał można wyciągnąć z twoich pokracznych historyjek? Czego nauczysz syna? Że świat jest cudownym miejscem? Że życie to ścieżka usłana płatkami róż? – Głuchy łomot świadczył o tym, że Głos uderzył pięścią w ścianę. – Baśnie hartują młode dusze. Krzywdzisz Michałka. Kiedyś się złamie, jak źle wykuty miecz. Nie dość, że niszczysz nasz dom, to jeszcze okłamujesz chłopca. Jesteś kolejnym idiotą przekonanym o tym, że może oczyścić świat, zamiatając brud pod dywan.
WWW- Przepraszam, nie wiedziałem, chciałem tylko chronić Michałka… - Adrian osunął się na posadzkę i ukrył twarz w rozdygotanych dłoniach. – Przykro mi z powodu Babci, z powodu dzieci… - zaczął płakać. – Pozwól mi wrócić, zmienię się…
WWWGłos westchnął.
WWW- Gdyby to było takie proste. Nieźle narozrabiałeś. My też mamy swoje prawa. Jak poczuje się mama Czerwonego Kapturka, wiedząc, że puściłem cię wolno? Zdajesz sobie sprawę, ilu jeszcze obywatelom zniszczyłeś życie?
WWW- C... co zamierzasz ze mną zrobić?
WWW- Ta wycieczka była częścią pokuty. Gdy odbędziesz ją do końca, pozostanie wymierzenie jedynej sprawiedliwej kary za twoje zbrodnie.
WWWWiele dni później
WWWPowietrze pachniało wiosną.
WWWTłum na placu gęstniał, zbierając się wokół szerokiej, drewnianej platformy. Dzieci przemykały między nogami dorosłych, śmiejąc się głośno i piszcząc radośnie. Wielu mieszkańców zabrało ze sobą wodę i prowiant, gdyż oczekiwali na widowisko już od samego rana. Wszystkim udzielało się rosnące podekscytowanie.
WWWMężczyzna, pogodzony z losem, pokornie położył głowę na pieńku. Uśmiechnął się smutno w kierunku tłumu. Wiedział, że kiedyś jego syn podniesie się z tej tragedii. Wyrośnie na silnego człowieka.
WWWKat uniósł topór w górę. Pordzewiałe ostrze zalśniło w promieniach słońca. Gawiedź jak na komendę wstrzymała oddech.
WWWNie wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
---------------------------------------------------
Zawodników BCDFGH zapraszam do recenzowania. Punktacje i recenzje proszę wysyłać w odpowiedzi na maila, którego jeszcze dziś ode mnie dostaniecie wraz z przypomnieniem reguł. Ostateczny termin przysłania ocen: 14 maja 2012r. godz. 18.00.