Spiders Web: Użytkownicy internetu mają twórców w głębokim poważaniu

Rozmowa o piractwie przypomina w Polsce rozmowę o dopłatach do lepszego standardu leczenia i wyżywienia w państwowych szpitalach. Ponieważ większości, która ma głosy nie stać na dopłacenie kilkudziesięciu złotych dziennie do np. wyżywienia, pokarmy oferowane pacjentom w polskich placówkach ochrony zdrowia są takie jakie są, czyli ledwie strawne, ale za to porcje podaje się te same wszystkim bez względu na zasobność portfela. Bieda ma poczucie, że coś wywalczyła, reszta jest dokarmiana przez rodziny.

Podobnie jest z piractwem oprogramowania oraz innych wytworów tego co twórca nosi między uszami. Masy, które nie mają pojęcia o wartości wytworów ludzkiego intelektu cenią tylko to za co absolutnie muszą zapłacić czyli komputer i ew. dostęp do internetu. Poza tym, nie ma dla nich nic świętego.

Oprogramowanie, jako niewidoczne strumienie bitów, łatwe do powielenia, jest postrzegane jako bezwartościowe a jego kopiowanie jest usprawiedliwiane opowieścią o tym, że nikt nikomu niczego nie zabiera, tylko powiela . O tym, że przepytywani o to dlaczego kopiują ludzie dość nerwowo zaczynają w swoich wypowiedziach poniżać twórców i wskazywać na przyczynę swojego postępowania kiepską jakość kopiowanej muzyki, filmów i oprogramowania. Słuchając ich narzekań i ataków (bo najlepszą obroną jest atak) ma się ochotę zapytać o to, po co zadają sobie tyle trudu kopiując dzieła twórców, których nie cenią?

Co bardziej światli uwalniacze twórców od zarobków twierdzą, że twórcy niczego nie tracą, bo i tak są okradani przez wydawców. To prawda, wytwórnie chętnie stosują model zadłużenia artysty przez wypłacanie dużych zaliczek, których nigdy nie jest w stanie spłacić, o czym mówił niedawno Chamillionaire , ale przecież z czegoś się te pieniądze na zaliczki dla artystów biorą. Ale to są tematy zastępcze.

Najlepszym dowodem na to, że odbiorcy mają w nosie artystów oraz innych twórców jest fakt zamknięcia serwisu Garage Band , który próbował przez 10 lat promować niezależnych artystów. Nie udało się, zabrakło fanów i pieniędzy. Większość woli kopiować to co popularne. Za dowód niech posłużą wyniki badania, które wskazują na to, że tylko 0.3% Torrentów jest legalnych .

Jak dowodzi historia serwisu Garage Band, prawdziwych miłośników muzyki jest niewielu , większość chce słuchać tego czego słuchają inni i woli kopiować nagrania niż powiedzieć, że nie będą słuchać ulubionej przez większość muzyki, bo ich na to nie stać. Za takie postawienie sprawy można bowiem zostać wyśmianym albo obitym, bo przecież wskazujemy innym, że to co robią (a robi to większość) jest nielegalne. No, a złodziejem nikt nie lubi się czuć, bo to pachnie kryminałem.

Wychowaliśmy sobie rozwydrzone masy, które uważają, że wszystko im się należy za to, że po prostu są. Wpuszczone do internetu nie wiedzą jak wielkim był wysiłek intelektualny, który doprowadził do jego powstania i bez żenady cykają focie wygolonego krocza nie mając pojęcia o tym, że słitaśny fonik zapisuje w foci współrzędne geograficzne oraz datę i czas kiedy zostały zrobione a ich zdjęcia trafiają potem do serwisów porno.

Można powiedzieć, że to sprawa pokazujących swoje pośladki co z tym robią, ale problem w tym, że jesteśmy wszyscy na tej samej linii... Masy z serwisów społecznościowych i randkowych są jak lokalne karki, które dostają się przypadkiem na wernisaż i nawet nie wiedzą, że psują wszystkim okazję do podniesienia swojego poziomu intelektualnego. Głupota zaś jest sprytnie wykorzystywana do robienia polityki, która polega dziś na stawianiu zakazów. Także tym, którzy potrafią korzystać z internetu w sposób odpowiedzialny.

Wydawcy przypomnieli sobie o swoich korzeniach z czasów prohibicji i swobody gospodarczej wspomaganej laską dynamitu i serią z karabinu maszynowego i nakłaniają polityków do wprowadzania prawa trzech ostrzeżeń albo innych drastycznych ograniczeń w dostępie do internetu. Fajne to, tylko że jeżeli chcemy wprowadzić e-rząd, podpis elektroniczny i głosowanie przez internet, to nie możemy odcinać obywateli i wyborców od internetu, bo to raczej nie jest demokratyczne, chociaż odbywa się pod płaszczykiem ochrony ogółu (chrońmy nasze dzieci!) przed pornografią.

Szkoda, że do tego stanu doprowadzili ludzie, którzy myśleli, że jak ich nie złapano to nic się nie stało i zapomnieli o tym, że jeżeli ich nie stać to trudno, ale nie bawią się. Kiedy teraz próbuję podłączyć telewizor do komputera i z powodu niezgodności systemów zabezpieczeń nie mogę obejrzeć legalnie zakupionego filmu, wiem komu dziękować - wszystkim, którym hurtowo zabrakło przyzwoitości.

A zatem, dziękuję.

Jacek Artymiak

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.