Piękne złamane serca | Sara Barnard

Page 1



PIĘKNE ZŁAMANE SERCA Ja byłam odważna Ona była szalona Razem sprawiałyśmy kłopoty Caddy i Rosie są nierozłączne. Bardzo się różnią, ale to tylko je do siebie zbliża. Gdy Caddy kończy szesnaście lat, zdaje sobie sprawę, że chciałaby być taka jak jej przyjaciółka – pewna siebie, przebojowa i zabawna. Wtedy w ich życie wkracza śliczna oraz – jak się okazuje – skrywająca pewną tajemnicę Suzanne. I wszystko staje się jeszcze bardziej skomplikowane. Przeszłość Suzanne stopniowo wychodzi na jaw, teraźniejszość wymyka się spod kontroli, a Caddy zaczyna dostrzegać, że problemy mogą być bardzo ekscytujące. Jednak budowanie przyjaźni i próby zaleczenia starych ran są dużo boleśniejsze, niż którakolwiek z dziewczyn się spodziewa. Caddy wkrótce przekonuje się, że kłopoty potrafią się mnożyć w niesłychanym tempie. Sara Barnard mieszka w Brighton i najlepiej pisze się jej w pociągu. Kocha książki, ludzi zajmujących się książkami i wszystko, co jest z książkami związane. Sara pisała od dziecka – od czasów, kiedy jeszcze była za niska, by móc samodzielnie włączyć rodzinnego amstrada. Miłość do słów odziedziczyła po tacie, który zawsze dbał o to, żeby miała co czytać, i wprowadził ją w młodym wieku w cudowny świat sklepików z używanymi książkami. Sara stara się odwiedzić wszystkie kraje Europy; do dziś udało się jej dotrzeć do trzynastu – wraz z najlepszą przyjaciółką. Mieszkała również w Kanadzie i pracowała w Indiach.


Piękne złamane serca to książka, na którą czekałam. Sprawiła, że zapragnęłam mocno przytulić moje najlepsze przyjaciółki. To piękna opowieść o sile i złożoności kobiecej przyjaźni. Holy Bourne, autorka Przeznaczonych i Am I Normal Yet? Piękne złamane serca to powieść, której młode czytelniczki bardzo potrzebują; powieść o pięknie, pasji i trudnościach kobiecej przyjaźni. Alice Oseman, autorka Pasjansa Niezwykle realistyczne i bardzo podnoszące na duchu Piękne złamane serca to fascynująca opowieść o bólu i odkupieniu, o dojrzewaniu i zbliżaniu się do siebie oraz o przyjaźni, która wspiera i wzmacnia. Catherine Doyle, autorka Vendetty Niełatwo znaleźć dobrą opowieść o kobiecej przyjaźni, szczególnie bez wątku romantycznego, ale Piękne złamane serca wypełniają tę lukę z pasją, zapewniając fascynującą lekturę. Lauren James, autorka The Next Together Wspaniała, niezwykle szczera historia przyjaźni, jej trudnych chwil i odradzania się na nowo. Autorce udało się błyskotliwie uchwycić wszystkie najważniejsze uczucia, które pojawiają się między najlepszymi przyjaciółkami. charlieinabook.weebly.com Narracja twardo stąpającej po ziemi Sary Barnard, pełna cudownego ciepła i dramaturgii, udowadnia, że współczesna proza nie musi mieć lukru, by być słodka; że książki, które poruszają ważne problemy, nie muszą być odbiciem naszych stereotypów na ich temat; i najważniejsze – że nie muszą być romansem, by opowiadać o miłości. Arianna, Daisy Chain Book Reviews Bohaterki tej powieści są zabawne, wzruszające i autentyczne – dzięki czemu zawiłości ich przyjaźni są tak wciągające i fascynujące (i raz za razem rozdzierają serce czytelnika). To piękna książka, a zarazem niezwykle udany debiut, który wzbudził we mnie cały wachlarz uczuć. sarahlikesbooks.wordpress.com To po prostu wyjątkowa opowieść – pełna uczuć i barw – z bohaterkami, które na długo zapisują się w pamięci. lizlovesbooks.com


SARA BARNARD

PIĘKNE ZŁAMANE SERCA przekład JOANNA GRABAREK


Tytuł oryginału Beautiful Broken Things First published 2015 by Macmillan Children’s Books an imprint of Pan Macmillan 20 New Wharf Road, London N1 9RR Associated companies throughout the world www.panmacmillan.com Pan Macmillan does not have any control over, or any responsibility for, any author or third-party websites referred to in or on this book. Copyright © 2015 Sara Barnard All rights reserved. Przekład Joanna Grabarek Redakcja i korekta Dominika Pycińska, Maria Brzozowska, Julia Diduch oraz Pracownia 12A Skład i przygotowanie do druku Tomasz Brzozowski Copyright © for this edition Insignis Media, Kraków 2017. Wszelkie prawa zastrzeżone. ISBN 978-83-65743-15-2

Insignis Media, ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków tel. +48 12 636 01 90 biuro@insignis.pl, www.insignis.pl Facebook: @Wydawnictwo.Insignis Twitter, Instagram, Snapchat: @insignis_media Druk i oprawa Drukarnia POZKAL, www.pozkal.eu Wyłączna dystrybucja Firma Księgarska Olesiejuk, olesiejuk.pl Wydrukowano na papierze Snowbright Plus 60 g/m2, vol. 2,0 dostarczonym przez firmę www.antalis.pl


Spis treści

PRZED Część pierwsza  13 Część druga  71 Część trzecia  135 Część czwarta  221

WTEDY  301 POTEM Część piąta  325



Dla Lory, mojej najlepszej



Gdybym mogła ci powiedzieć tylko jedną rzecz. Wiadomość brzmiałaby tak: Świat byłby samotnym miejscem, Jeślibyś nie istniała Erin Hanson



PRZED



Część pierwsza



1 Myślałam, że to początek romantycznej przygody. Nareszcie. Chłopak, na oko w moim wieku lub troszkę starszy, zatrzymał się tuż przede mną z lekkim ślizgiem. Zmierzył mnie wzrokiem, a potem obdarzył szerokim zalotnym uśmiechem. Jego kolega, znacznie przystojniejszy, ale – jak się okazało – zdecydowanie daleki od flirtu, wywrócił oczami.  – Heeej – powiedział chłopak. Tak po prostu. „Heeej”.  – Hej – zaczęłam się modlić w duchu, żeby mój autobus nie pojawił się przed czasem. Pozornie niedbałym ruchem odrzuciłam włosy do tyłu (niełatwa rzecz, kiedy ma się na głowie okropną szopę) i uniosłam brodę na znak pewności siebie, tak jak uczyła mnie starsza siostra.  – Jaki smak?  – Słucham? Chłopak machnął ręką w kierunku kubka z koktajlem mlecznym ShakeAway, który trzymałam w dłoni.  – Ach! – Co za idiotka ze mnie. – Toblerone. Upiłam zaledwie kilka łyków. Chciałam, żeby shake trochę się roztopił, zanim zabiorę się do niego porządnie. Plastikowy kubek ciążył mi w dłoni.  – Super! – Chłopak nadal się do mnie uśmiechał. – Nigdy nie próbowałem. Dasz łyka? Wręczyłam mu koktajl, myśląc: „On lubi ShakeAwaye! Tak jak ja! To jest ta chwila. To nasz POCZĄTEK”. Chwilę później widziałam już tylko jego plecy, kiedy oddalał się wraz z koleżką, śmiejąc się szyderczo.

15


SARA BARNARD * PIĘKNE ZŁAMANE SERCA

Odwrócił się jeszcze i pomachał triumfująco skradzionym koktajlem mlecznym.  – Dzięki, kochanie! – wrzasnął, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy lub nie przejmując się faktem, że nie jest wystarczająco dorosły (nie wspominając o dobrym wychowaniu), aby używać jakichkolwiek słów związanych z namiętnością, jaką jest miłość. Stałam tak z dłonią trzymającą powietrze zamiast kubka. Ludzie na przystanku gapili się na mnie, niektórzy rozbawieni, inni wyraźnie zakłopotani zaobserwowaną scenką. Poprawiłam torebkę na ramieniu na tyle nonszalancko, na ile potrafiłam, jednocześnie poważnie rozważając rzucenie się pod koła autobusu. Trzy dni wcześniej skończyłam szesnaście lat. Byłam pierwsza z grupy moich przyjaciół, a wszystko dzięki urodzinom na początku września. Moi rodzice wynajęli salę na przyjęcie.  – Możesz zaprosić chłopców! – Mama wydawała się podekscytowana tą myślą bardziej niż ktokolwiek inny. Problem nie polegał (zdecydowanie nie!) na tym, że nie myślałam o facetach, tylko na tym, że chodziłam do szkoły dla dziewcząt. W związku z tym znajomych płci męskiej mogłam policzyć na palcach jednej ręki. Pomimo starań mojej najlepszej przyjaciółki Rosie, która chodziła do państwowej szkoły średniej i miała mnóstwo przyjaciół wśród chłopców, na moim przyjęciu zdecydowanie dominował pierwiastek kobiecy. Większość wieczoru spędziłam nie na szalonym flirtowaniu i tańcach z „zadatkami” (określenie Rosie), jak przystało na szesnastolatkę, ale na jedzeniu ciasta i rozmowach z przyjaciółkami. I tak właśnie świętowałam swoje urodziny – uroczyście, ale bez specjalnych fajerwerków. Wspominam o tym po to, żeby moja głupawa decyzja o wręczeniu shake’a obcemu facetowi nabrała jakiegoś kontekstu. Miałam w końcu szesnaście lat i szczerze wierzyłam, że stoję u wrót romansu. Nie wyobrażałam sobie nic naprawdę epickiego (nie jestem zachłanna) – po prostu coś, co warto będzie

16


CZĘŚĆ PIERWSZA * ROZDZIAŁ 1

wspominać. Chciałam chłopaka, z którym będę chodziła za rękę, i całe to spotkanie z przystojniakiem przy koktajlu mlecznym miało do tego prowadzić. Tymczasem nadal byłam sama (minus koktajl mleczny), a mój „książę z bajki” okazał się zwykłym gnojkiem. Kilka minut później pojawił się wreszcie autobus. Ukryłam się na górnym pokładzie i w myślach zaczęłam sporządzać listę celów, które zamierzałam osiągnąć przed kolejnymi urodzinami. 1. 2. 3.

Znajdę sobie chłopaka. Prawdziwego. Stracę dziewictwo. Doświadczę w życiu Epokowego Wydarzenia.

Jak się okazało, przez kolejny rok udało mi się osiągnąć tylko jeden z powyższych celów – i to nie w taki sposób, jakiego się spodziewałam.  – I co, tak po prostu zabrał ci koktajl? – W głosie Rosie pobrzmiewał sceptycyzm. Dochodziła dwudziesta pierwsza i jak zwykle odbywałyśmy naszą tradycyjną wieczorną pogawędkę. Właśnie kończył się ostatni dzień wakacji.  – Uhm. Tak po prostu.  – Wyjął ci go z ręki?  – Hmm… tak. Rosie zamilkła na chwilę, a potem roześmiała się perliście w słuchawkę. Poza moimi dziadkami była jedyną osobą, do której dzwoniłam z domowego telefonu.  – Bosz, Caddy! Dałaś mu shake’a?  – Nieumyślnie. – Zaczęłam żałować, że w ogóle poruszyłam ten temat. Problem w tym, że zwierzanie się Rosie z absolutnie wszystkich szczegółów mojego życia weszło mi w krew.  – Szkoda, że mnie przy tym nie było.

17


SARA BARNARD * PIĘKNE ZŁAMANE SERCA

– No właśnie. Mogłabyś go wtedy dla mnie złapać. Zgodnie z kolejną tradycją, aby upamiętnić koniec wakacji, cały dzień spędziłyśmy razem i na pożegnanie każda z nas kupiła sobie koktajl mleczny. Gdyby Rosie ze mną została, z całą pewnością popędziłaby za kolesiem, który wykręcił mi ten numer. Kiedy miałyśmy cztery lata, poznałyśmy się na lekcji baletu (którego obie szczerze nienawidziłyśmy). Niewiele później starszy od nas chłopiec zerwał mi z głowy kokardę (owszem, kiedyś nosiłam kokardy we włosach) i usiłował z nią uciec. Rosie popędziła za nim, odebrała mu ozdobę i w zemście jeszcze zdeptała mu stopę. Od tego czasu nasza przyjaźń wielokrotnie podążała podobnym torem.  – A dlaczego ty za nim nie pobiegłaś?  – Byłam zaskoczona!  – Myślałam, że skoro już tak długo chodzimy do innych szkół, zdążyłaś się nauczyć, jak samej rozprawiać się z łobuzami.  – Może w tym roku wreszcie się do tego zabiorę.  – Może. Czy w prywatnych szkołach są w ogóle jakieś przypadki znęcania się nad innymi?  – Owszem. Rosie doskonale o tym wiedziała. W końcu to jej wypłakiwałam się w ósmej klasie niemal co dzień, kiedy moje szkolne koleżanki wzięły mnie na cel. Tak, w Żeńskiej Szkole Średniej dla Dziewcząt im. Esther Herring aż roiło się od osób, które lubią tyranizować słabszych.  – Ach, no tak, przepraszam. Miałam na myśli chłopaków, oczywiście, a nie te idiotki z Esther. To facetów zazwyczaj za ciebie pacyfikuję. Pozwoliłam Rosie przez chwilę podrażnić mnie w sprawie nastoletnich złodziei shake’ów, a potem się pożegnałyśmy. Zmierzając w kierunku swojego pokoju na piętrze, minęłam mamę, która prasowała, jednocześnie oglądając telewizję.  – Mam dla ciebie mundurek! – zawołała. – Weźmiesz go ze sobą na górę?

18


CZĘŚĆ PIERWSZA * ROZDZIAŁ 1

Podeszłam do niej niechętnie. Mój szkolny uniform wisiał na drzwiach szafy. Plisy w spódniczce były idealnie zaprasowane, a sweter wyglądał jak nowy i był jeszcze zieleńszy, niż go pamiętałam. Przez całe wakacje unikałam tego widoku.  – Wszystko świeżo wyprasowane – oznajmiła mama, dumna i zadowolona. Nikt nie cieszył się bardziej niż ona z tego, że chodziłam do szkoły Esther. Kiedy usłyszała, że się tam dostałam, popłakała się. W zasadzie obie się popłakałyśmy, tyle że ja wcale nie ze szczęścia.  – Dzięki. – Ściągnęłam wieszak z drzwi szafy.  – Cieszysz się na jutrzejszy dzień? – Mama uśmiechnęła się promiennie. Ciekawe, czy jej ignorowanie rzeczywistości było celowe?  – Niezbyt – odparłam na pozór żartobliwie, żeby uniknąć długiej przemowy na temat „zaprzepaszczania możliwości”.  – To ważny rok – powiedziała mama. Żelazko wydało z siebie długi, świszczący odgłos i nagle dostrzegłam, że mama prasuje majtki taty.  – Uhm. – Zaczęłam się wycofywać w kierunku drzwi.  – Na pewno będzie doskonały – zaświergotała radośnie, nie zaszczycając mnie spojrzeniem. – Czuję to w kościach. Może wybiorą cię na starszą dyżurną? Było to mało prawdopodobne. Dobre zachowanie i wysokie oceny nie wystarczały, aby doczekać się wyróżnienia w Esther. Najprawdopodobniej dyżurną zostanie Tanisha, która w dziewiątej klasie założyła zgromadzenie feministyczne i chciała zostać premierem, oraz Violet, która prowadziła grupę dyskusyjną i wygrała kampanię o to, aby nasza szkoła używała produktów z certyfikatem Fairtrade. Esther była stworzona dla ludzi takich jak Tanisha i Violet. W naszej szkole sukces był czymś oczywistym – generalnym założeniem. Tanisha i Violet czuły się tu jak ryby w wodzie.  – Może, ale nie bądź rozczarowana, jeśli się nie uda, dobrze?

19


SARA BARNARD * PIĘKNE ZŁAMANE SERCA

– Wtedy będę rozczarowana szkołą, a nie tobą – odparła mama, zupełnie jakby miało to jakoś poprawić sytuację. Świetnie. Kolejne zmartwienie.  – Naprawdę mam nadzieję, że skoncentrujesz się w tym roku na swoich celach. – Mama spojrzała na mnie uważnie dopiero wtedy, gdy niemal zniknęłam za drzwiami. Zawsze bardzo poważnie podchodziła do tej sprawy. Pomyślałam o liście, którą przygotowałam w myślach podczas podróży autobusem. Chłopak. Dziewictwo. Epokowe Wydarzenie.  – Tak, mamo – odparłam. – Zamierzam totalnie się na nich skoncentrować. Dobranoc. Oto moja teoria dotycząca Epokowych Wydarzeń: wszyscy ich doświadczają, ale niektórzy częściej niż inni i ta częstotliwość decyduje o tym, jak bardzo jesteśmy interesujący, ile ciekawych historii mamy do opowiedzenia i tym podobne. Ja nadal wypatrywałam swojego pierwszego Epokowego Wydarzenia. Nie chcę narzekać, ale moje życie jak dotychczas było dość poukładane i bezproblemowe. Rodzice nadal byli małżeństwem, od dziesięciu lat miałam tę samą przyjaciółkę, nigdy nie byłam poważnie chora i nie musiałam przeżywać śmierci nikogo bliskiego. Nie wygrałam też nigdy żadnego ważnego konkursu, nie zostałam dostrzeżona przez łowcę talentów (nie to, że jakiś miałam) i nie osiągnęłam niczego istotnego poza dobrymi stopniami w szkole. Nie znaczy to, że nie byłam świadkiem Epokowych Wydarzeń w życiu innych ludzi. Rosie doświadczyła dwóch, obu bardzo smutnych. Kiedy miała dwa i pół roku, jej ojciec porzucił rodzinę – odszedł i ani Rosie, ani jej mama nigdy więcej go nie zobaczyły. Z kolei gdy miała jedenaście lat, jej nowo narodzona siostrzyczka umarła śmiercią łóżeczkową. Kiedy ja skończyłam dziesięć lat, u Tarin, mojej starszej siostry, zdiagnozowano chorobę afektywną dwubiegunową i pewien czas w naszej rodzinie

20


CZĘŚĆ PIERWSZA * ROZDZIAŁ 1

był naznaczony ponurym nastrojem, łzami i Poważnymi Dyskusjami. Te dwa ostatnie wydarzenia obserwowałam niejako z perspektywy oka cyklonu i doskonale widziałam, w jaki sposób wpłynęły na życie dwóch drogich mi osób. Rosie i Tarin uważały, że moja teoria dotycząca Epokowych Wydarzeń jest idiotyczna.  – Nie powinnaś pragnąć w życiu ani tragedii, ani choroby psychicznej – powiedziała Tarin. Nie zrozumiała moich wyjaśnień, że Epokowe Wydarzenia mogą być również radosne.  – Na przykład? – zażądała.  – Na przykład małżeństwo – odparłam. – To znaczy ogólnie rzecz biorąc, oczywiście – dodałam szybko, kiedy oczy mojej siostry zamieniły się w spodki. – Nie dla mnie, a w każdym razie nieprędko.  – O rany, Caddy, mam nadzieję, że małżeństwo nie jest szczytem twoich życiowych marzeń. Rosie z kolei zbyła moją teorię.  – To tylko przypadkowe wydarzenia, Cads. Wcale nie uczyniły ze mnie kogoś bardziej interesującego. Problem w tym, że Rosie nie miała racji. Jedyną ciekawą historią mojego życia były moje narodziny, które – poza tym, że odgrywałam w nich rolę Niemowlęcia, nie miały ze mną nic wspólnego. Na kilka tygodni przed przewidywaną datą rozwiązania moi rodzice wybrali się na wakacje do Hampshire. Po drodze utknęli w korku na wysokości wioski o nazwie Cadnam. I wtedy nagle mama zaczęła mieć skurcze. Koniec końców urodziła mnie na poboczu, z pomocą pielęgniarki, która również stała wtedy w korku. Była to świetna historia i zawsze miałam ją w zanadrzu. Opowiadałam ją już tyle razy („Caddy to bardzo nietypowe/ interesujące/dziwne imię. Skąd się wzięło?”), że jestem w stanie dokładnie przewidzieć miny słuchaczy i ich żartobliwe komentarze („Dobrze, że twoi starzy nie przejeżdżali przez Croydon/

21


SARA BARNARD * PIĘKNE ZŁAMANE SERCA

Horsham/Slough! Ha, ha, ha!”). Mimo wszystko nie było to moje Epokowe Wydarzenie. Historia tak naprawdę należała do moich rodziców. Gdy ktoś pytał mnie o zdarzenie z mojego własnego życia, nigdy nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Oczywiście wcale nie znaczy to, że pragnęłam doświadczyć jakiejś tragedii. Wiem doskonale, że z bólu rodzi się tylko smutek, a nie ciekawe czy zabawne anegdoty. Niemniej jednak moje życie – i ja sama – wydawało się beznadziejnie zwyczajne, niemal stereotypowe. Chciałam po prostu, żeby wydarzyło się w nim coś ważnego. I wreszcie się doczekałam – chociaż zaczęło się to tak powoli, że na początku niemal tego nie zauważyłam.


2 WTOREK

Rosie, 9.07: Uwaga, nowa koleżanka. Caddy, 10.32: ??? 10.34: Mamy nową koleżankę w szkole! 10.39: Naprawdę? Szczegóły proszę! 10.44: Ma na imię Suzanne, wydaje się bardzo fajna. Więcej szczegółów później. Mam matmę. 13.19: Przeprowadziła się tutaj z Reading. Chodzi na te same przedmioty co ja! Super. 13.20: Chciałam powiedzieć, że to ona jest super, a nie przedmioty. 13.28: Ekstra. A co poza tym słychać? 13.33: Wszystko po staremu. Zadzwoń do mnie wieczorem na ploty x 13.35: Dobra x ŚRODA

8.33: Jadę autobusem i właśnie zdałam sobie sprawę, że zapomniałam umyć zęby. 8.37: Cudownie! 10.38: Zgadnij, kto nie jest starszą dyżurną? 10.40: Ty? 10.42: Zgadłaś. 10.43: Juhuuu! *serpentyny* 10.44: Twoje wsparcie wiele dla mnie znaczy. 13.01: Dla mnie zawsze będziesz najdyżurniejsza pod słońcem! 13.03: Yy, dzięki.

23


SARA BARNARD * PIĘKNE ZŁAMANE SERCA

13.06: Kumasz? 13.09: Tak! 13.11: HAHAHAHAHA. Suzanne mówi, żebym się nie śmiała, bo może chciałaś zostać dyżurną. 13.29: Powiedziałaś jej? 13.33: No! Powiedziałam jej, że w życiu nie chciałabyś zostać dyżurną i że śmieję się dobrodusznie. 13.35: Suz mówi, że najfajniejsi ludzie, jakich zna, nigdy nie byli dyżurnymi. 13.40: Cads? 13.46: Faktycznie nigdy nie chciałam być dyżurną, ale moja mama na to liczyła. 13.48: :( 13.49: Nie będziemy dyżurnymi razem. xx C Z WA R T E K

13.19: Nikki załapała, że Suzanne jest fajna. Próbowała namówić ją, żeby usiadła z nią podczas lunchu. 13.25: Udało jej się? 13.27: Nie. Suzanne powiedziała, że woli siedzieć ze mną. Nikki na to, że Suz chyba zdążyła już zauważyć, jaka ze mnie ofiara losu. Suz na to, że niby co takiego? A Nikki do niej: SERIO! RATUJĘ CI ŻYCIE! 13.28: Głupia bicz!!! Wszystko w porządku? 13.29: Nie. Ryczę teraz w toalecie. 13.30: Chcesz, żebym zadzwoniła? 13.31: Nie. 13.31: Tak, proszę. P I ĄT E K

9.01: Co dzisiaj jadłaś na śniadanie? 9.02: Płatki? 9.03: WYGRAŁAM! Mama zrobiła mi racuszki. 13.12: Mam pomysł. Może przyprowadzę Suzanne na spot-

24


CZĘŚĆ PIERWSZA * ROZDZIAŁ 2

kanie u ciebie dzisiaj po szkole? Będziesz mogła ją poznać. 13.42: Jasne, czemu nie. 13.43: Super! Na pewno ją polubisz. Jest wspaniała. Przyjdziemy zaraz po zajęciach, pewnie gdzieś koło 16. 13.58: W takim razie do zobaczenia x 15.33: WEEKEND!!!


3 Zamierzałam dotrzeć do domu przed przybyciem Rosie i Su­ zanne, głównie dlatego, że starałam się ograniczyć do absolutnego minimum ilość czasu, gdy moja przyjaciółka widziała mnie w moim szkolnym mundurku. Jej uniform był całkiem zwykły: czarna spódniczka, biała bluzka i czarny sweter, i Rosie, ta szczęściara, miała tendencję do wybuchania śmiechem za każdym razem, kiedy widziała mnie w mundurku Esther. Oczywiście mogłam liczyć na swojego pecha. W chwili gdy wkładałam klucz do zamka, usłyszałam za plecami tupot stóp i nagle Rosie z łomotem oparła się o drzwi wejściowe. Przysunęła twarz do mojej.  – Hejka! – wykrzyknęła cała uśmiechnięta. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.  – Hej. – Przekręciłam klucz i otworzyłam drzwi. – Poczekasz chwilę, żebym mogła się przebrać?  – Nie ma mowy! – Rosie przecisnęła się obok mnie i zablokowała wejście. – Za późno. Obie już cię widziałyśmy – machnęła ręką. – Suze, mówiłam ci, że to najzieleńsza rzecz na świecie, no nie? Spojrzałam za siebie na nową dziewczynę. Uśmiechała się lekko, a kiedy nasz wzrok się spotkał, wyszczerzyła radośnie zęby.  – Hej! – Wydawała się bardzo przyjazna, miała dźwięczny, jasny głos i szczerą twarz. – Jestem Suzanne.  – Oczywiście, że jesteś – Rosie wywróciła oczami, a potem odwróciła się na pięcie i wmaszerowała do domu, pozostawiając nas obie na progu. – Kim niby miałabyś być?  – Hej – mimo najszczerszych chęci nie udało mi się nadać swojemu głosowi jasnej, pozytywnej tonacji. – Hmm, pewnie wiesz, że mam na imię Caddy.

26


CZĘŚĆ PIERWSZA * ROZDZIAŁ 3

Pokiwała głową.  – Twój dom wygląda naprawdę fajnie.  – Dzięki – odparłam, jakby było to coś, nad czym miałam kontrolę. Weszłam do domu, a Suzanne za mną. Odsunęła się, żebym mogła zamknąć za nami drzwi. Rosie pojawiła się w drzwiach do kuchni, trzymając w dłoniach trzy czerwone puszki.  – Pijesz colę, prawda? – spytała Suzanne, oferując jej jeden z napojów. Suzanne zerknęła na mnie, jakby czekała na pozwolenie.  – Nie przejmuj się nią. – Wyjęłam z rąk Rosie jedną z puszek i ruszyłam na piętro. – Ona uważa, że to również jej dom.  – Bo w zasadzie jest. Rosie była zdecydowanie bardziej zadowolona z życia niż zazwyczaj po pierwszym tygodniu nauki. W zeszłym roku uwaliła się na kanapie w dużym pokoju i nie chciała się stamtąd ruszyć. Już w mojej sypialni Rosie wyciągnęła poduchę do siedzenia i opadła na nią, z jakiegoś powodu nie zajmując zwyczajowego miejsca obok mnie na łóżku. Suzanne usiadła obok niej, rozglądając się po pokoju. Jej wzrok padł na podniszczony plakat ze starego filmu Disneya Bernard i Bianka (podarowała mi go przed kilkoma laty Tarin w ramach przypomnienia starego żartu z dzieciństwa) i na jej twarzy pojawiło się rozbawienie. Przyglądałam się jej ukradkiem. Możliwa pretendentka do zajęcia miejsca „najlepszej przyjaciółki Rosie” była zupełnie inna niż osoba, której spodziewałam się z wcześniejszych opisów. Pewnie dlatego, że mimo całej gadatliwości podczas kilku ostatnich dni Rosie zapomniała poinformować mnie o jednej niesłychanie ważnej rzeczy: Suzanne była piękna. Nie ładna, urocza czy jak by to jeszcze można określić, ale po prostu śliczna. Nie chodziło tylko o jej jasne włosy, wyglądające dużo bardziej naturalnie niż moje (może to zresztą był ich prawdziwy kolor) ani o niebieskie oczy czy nawet o to, że miała figurę modelki.

27


SARA BARNARD * PIĘKNE ZŁAMANE SERCA

Suzanne była nienagannie umalowana i poruszała się z niesamowitą gracją. Poczułam się przy niej beznadziejnie. Boleśnie zdałam sobie sprawę ze swojej potarganej fryzury, z tendencji do garbienia się, nie wspominając już nawet o obrzydliwej karykaturze szkolnego mundurka. Nic dziwnego, że Rosie opisała Suzanne jako osobę bardzo pewną siebie. Czy mogło być inaczej, jeśli tak wyglądała?  – Jak ci się podoba Brighton? – zaczęłam od najprostszego pytania w nadziei, że w ten sposób wypełnię swój obowiązek wobec przyjaciółki.  – Bardzo – Suzanne spojrzała na mnie z uśmiechem. – Mówiłam już Roz, że macie szczęście, mieszkając tu całe życie. Zauważyłam, że nazywa Rosie „Roz”, i przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, żeby się nie skrzywić.  – Powiedziałam jej, że to przereklamowane miejsce – oświadczyła Rosie.  – Macie PLAŻĘ! – roześmiała się Suzanne.  – Plażę pełną KAMIENI!  – Są gorsze miejsca na dorastanie – powiedziałam. – Jesteś z Reading, prawda? Suzanne uniosła dłoń i pokręciła nią kilkakrotnie.  – I tak, i nie. Zamieszkaliśmy tam, kiedy miałam osiem lat. Urodziłam się w Manchesterze – dodała, przewidując kolejne pytanie. To by wyjaśniało jej lekki akcent, zdecydowanie nie południowy. – Dlaczego się tu przeprowadziłaś? – spytałam. – Chodziło o pracę? – Suzanne zmarszczyła brwi, jakby nie rozumiała, o co pytam. – No wiesz, czy twoi rodzice przyjechali tutaj, żeby zacząć nową pracę albo coś w tym stylu – wyjaśniłam.  – Och. – Wyglądała na zakłopotaną. – Właściwie to mieszkam tutaj z ciocią.  – Och. – Nie wiedziałam, co powiedzieć, z wyjątkiem jednej oczywistości.

28


CZĘŚĆ PIERWSZA * ROZDZIAŁ 3

Zerknęłam na Rosie, sprawdzając, czy o tym wiedziała. Sądząc po jej niewzruszonej minie – tak. Zapadła cisza. Czekałam z nadzieją, że Suzanne powie coś więcej na ten temat, ale ona milczała. Rosie wyraźnie zadowolona z naszych niezgrabnych prób nawiązania konwersacji spojrzała na mnie, znacząco unosząc brwi. Widziałam, że powstrzymuje się od uśmiechu.  – Czym zajmuje się twoja ciocia? – spytałam wreszcie.  – Jest zawodowym kucharzem – Suzanne wyraźnie się rozpromieniła. – Ma swoją własną kawiarnię na Queen’s Road. Muddles.  – A tak, wiem, która to. Przechodziliśmy kiedyś obok niej z rodzicami i mama skomentowała, że Muddles to głupia nazwa dla kawiarni. Tata, w zawadiackim nastroju, odparł, że akurat według niego brzmi czarująco. Nie skusiliśmy się na wizytę w środku.  – A co robią twoi rodzice? – spytała Suzanne.  – Mój tata jest lekarzem. Specjalistą w szpitalu. Mama pracuje jako kierownik do spraw PR u Samarytan. Suzanne uniosła brwi ze zdziwieniem, podobnie jak większość ludzi, którzy dowiadywali się o zawodach moich rodziców. Słowa „lekarz” i „Samarytanie” kojarzyły się zazwyczaj ludziom w specyficzny sposób. Na myśl nasuwały się zwykle określenia takie jak „święty”, „bohater” czy „bezinteresowny”. Prawda wyglądała zupełnie inaczej: już bardziej miałam kogoś w rodzaju rozkojarzonego, wiecznie nieobecnego ojca oraz znużonej życiem matki, która niejedno widziała. Wszystko wskazywało na to, że naprawdę świetnie spisywali się w swojej pracy, ale wcale nie oznaczało to, że byli ideałami.  – W czym specjalizuje się twój tata? – Suzanne zadała pytanie z rodzaju tych, które zadają mi ludzie, kiedy nie są w stanie wymyślić innego tematu rozmowy albo po prostu chcą być uprzejmi.  – Pracuje na ostrym dyżurze. Chyba zrobiło to na niej wrażenie.

29


SARA BARNARD * PIĘKNE ZŁAMANE SERCA

– O rany!  – To nie aż tak interesujące, jak by się wydawało – oparłam.  – Wszystkie najlepsze seriale szpitalne dzieją się na ostrym dyżurze – powiedziała Suzanne ze znawstwem. – Pewnie ma wiele ciekawych historii do opowiadania.  – Jeśli nawet, to ja nigdy ich nie słyszę – powiedziałam. – Tata dużo pracuje. No wiesz, nocki i w ogóle… Rzadko go widuję. Suzanne skrzywiła się lekko, pewnie dlatego, że nie wiedziała, co powiedzieć, a może trochę mnie żałowała? Znów zapadła niewygodna cisza, aż wreszcie Rosie zlitowała się nad nami obiema.  – Rodzice Caddy są super – powiedziała. Spojrzałam na nią zaskoczona. – Wiesz, jak się im człowiek przygląda, to myśli sobie: „To właśnie szlachetne istoty ludzkie”. Roześmiałam się. Rosie spojrzała na mnie wyzywająco.  – Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę i jesteś wdzięczna. – Spojrzała na Suzanne. – Kiedy miałam jedenaście lat, moja nowo narodzona siostrzyczka, Tansy, umarła. – Oczy Suzanne zrobiły się wielkie niczym spodki. – Mama nie radziła sobie wtedy za bardzo, więc na kilka tygodni zamieszkałam u Caddy. Dlatego wiem, jacy są jej rodzice.  – Rosie, to dość spora dawka bardzo poważnych informacji jak na jeden raz – ostrzegłam. Suzanne nadal wyglądała na wstrząśniętą.  – Twoja mała siostrzyczka umarła? – powtórzyła. – To okropne.  – Owszem. – Chociaż Rosie powiedziała to na pozór zwyczajnym tonem, widziałam, że zaciska zęby i nieznacznie się kuli. Takie rzeczy potrafi dostrzec jedynie najlepszy przyjaciel. – Ale rozmawiałyśmy o rodzicach Caddy.  – Roz – rzuciłam.  – To okropne… – powtórzyła jeszcze raz Suzanne, niemal bezgłośnie, wpatrując się w podłogę.  – A ty? Masz jakieś straszne historie ze swojego życia? – spytała Rosie z pozorną beztroską, chociaż słyszałam w jej głosie

30


CZĘŚĆ PIERWSZA * ROZDZIAŁ 3

nutkę napięcia. Mimo tej całej udawanej nonszalancji wiedziałam, że nie lubi rozmawiać o Tansy. – Caddy nazywa je Epokowymi Wydarzeniami.  – ROZ! – powtórzyłam, tym razem ostrzej. Rosie spojrzała na mnie, udając niewiniątko. Czasem czułam się jak jej rodzic. Musiałam ją trzymać na wodzy. Suzanne spoglądała to na mnie, to na nią, wyraźnie zastanawiając się, czy ma coś powiedzieć.  – A jakie wydarzenia liczą się jako epokowe? – spytała wreszcie.  – Na przykład przeprowadzka. – Postanowiłam okazać wielkoduszność. – Mnie nigdy nie przydarzyło się nic nadzwyczajnego. Jestem nieciekawa. Suzanne spojrzała na mnie nieco dziwnie i z opóźnieniem zdałam sobie sprawę, że przedstawianie siebie jako nudnej osoby nie jest najlepszym sposobem na zdobycie nowych przyjaciół. Otworzyłam usta, pragnąc się zrehabilitować, ale w głowie miałam pustkę. No cóż, pomyślałam, godząc się z nieuniknioną opinią, jaką Suzanne sobie o mnie wyrobi. W końcu to tylko szkolna koleżanka Rosie. Kto by się przejmował jej zdaniem?


4  – I co, znalazłaś już sobie chłopaka? Tarin pojawiła się w domu w niedzielę wieczorem, opalona i szczęśliwa, przywożąc stertę prezentów i nowy tatuaż (trzy ptaki w locie na boku lewego nadgarstka). W ostatniej chwili zdecydowała się na wyjazd do Turcji ze swoim chłopakiem Adamem. W związku z tym ominęły ją moje urodziny i pierwszy tydzień szkoły.  – Nie – mruknęłam. – Obiecuję, że wyślę ci SMS-a, jeśli do tego dojdzie.  – Kiedy – poprawiła mnie szybko Tarin. – KIEDY. Wywróciłam oczami, ale nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. Gdy moja siostra jest w dobrym humorze, nie można być przy niej smutnym. Nieobliczalna i tryskająca energią Tarin zawsze była w centrum zainteresowania. Moje najżywsze wspomnienia starszej siostry z dzieciństwa to zawsze szalone burze kolorów i ekscytacji, przetykane od czasu do czasu czarnymi chmurami, kiedy to absolutnie nic nie potrafiło wydobyć jej z depresji. Teraz, po sześciu latach od diagnozy, Tarin była spokojniejsza i bardziej stabilna, ale nadal równie niezwykła.  – Proszę – wręczyła mi torbę. – Bez opakowania. Przepraszam. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. W torbie znalazłam szal – był fioletowo-srebrny, mięciutki. Piękny. Rozciągnęłam lekko materiał w palcach.  – Jest prześliczny. Dziękuję! – Zarzuciłam go na szyję, usiłując zawinąć tak, jak robiła to Tarin.  – Szesnastka to poważna sprawa – powiedziała. – Nie mogę uwierzyć, że jesteś już taka dorosła. Cały czas wydaje mi się, że wciąż masz pięć lat.

32


CZĘŚĆ PIERWSZA * ROZDZIAŁ 4

– No świetnie, dzięki! Nie miałam pojęcia, jak założyć ten szal. Odsunęłam się od lustra, żeby sprawdzić, czy wyglądałam równie głupio, jak się czuję. Głowa nagle urosła mi do rozmiarów balonu, kiedy przyciśnięte szalikiem włosy – stały powód mojej frustracji – ułożyły się na kształt wielkiego hełmu. Rzeczone włosy, a właściwie lekka szopa, zostały rozjaśnione pasemkami, żeby nieco ożywić ich mdły mysi kolor. Jako dziecko byłam blondynką, ale potem włosy mi ściemniały. Żadna długość nie rozwiązywała problemu siana na głowie. Krótka fryzura wyglądała niczym lwia grzywa (i to w zdecydowanie niepochlebnym tego słowa znaczeniu), a długa – cóż, po prostu miałam więcej do poskramiania. Tak jak z wieloma sprawami w moim życiu poprzestałam na złotym środku i nosiłam włosy do ramion. Zazwyczaj związywałam je w kucyk i starałam się o nich zapomnieć. Z westchnieniem wyciągnęłam włosy spod szalika, który oczywiście ułożył się krzywo. Szarpnęłam go zirytowana i Tarin nachyliła się, żeby mi go poprawić. Miała tendencję do zachowywania się raczej jak rodzic niż siostra, pewnie ze względu na osiem lat różnicy wieku i mój brak doświadczenia życiowego.  – A Rosie ma chłopaka?  – Nic poważnego. Kręciła kiedyś z jednym ze swojej szkoły, ale skończyło się po kilku tygodniach.  – No cóż, zapewne Rosie ma więcej możliwości niż ty – Tarin uśmiechnęła się ze współczuciem. – Biedactwo, uwięziona samotnie w estrogenowej celi.  – Nie jest aż tak tragicznie – roześmiałam się.  – Nie możesz się pod tym względem zrealizować. To absolutna zbrodnia. Powiedziałam rodzicom, żeby nie dali ci dorastać w otoczeniu samych dziewuch. To okrucieństwo. Ale czy mnie posłuchali? O nieee! Tarin chodziła do normalnej szkoły – mam przez to na myśli, że była to szkoła koedukacyjna i nie prywatna. Nikt nie kazał

33


SARA BARNARD * PIĘKNE ZŁAMANE SERCA

jej nosić jaskrawozielonego sweterka i podkolanówek. Mogła ubierać się, w co tylko chciała, malować się i wplatać kolorowe wstążki we włosy.  – Postanowiłam, że w tym roku zdecydowanie zdobędę chłopaka – powiedziałam. Miałam nadzieję, że jeśli wypowiem to na głos, w jakiś sposób pomoże to w zrealizowaniu mojego celu.  – Tak? – Tarin uśmiechnęła się szeroko. – Tak postanowiłaś? Pokiwałam poważnie głową.  – Tak, to mój tegoroczny cel. I uprawianie seksu. I przeżycie czegoś epokowego.  – Czy wszystkie te trzy sprawy nie stanowią jednego i tego samego celu? Trzy pieczenie przy jednym ogniu? Jeden chłopak kluczem do osiągnięcia wszystkich zamierzeń? Za pomocą swojego Epokowego Penisa?  – Drażnisz się ze mną.  – Owszem. Przejrzałaś mnie. – Z czułością zwichrzyła mi włosy. – No dobrze, a co zamierzasz zrobić, żeby osiągnąć swoje cele? Zamilkłam.  – Wiesz, to bardzo dobrze, że zrozumiałaś, czego pragniesz, ale powinnaś aktywnie do tego dążyć. Łatwo jej mówić. Tarin nigdy nie musiała się starać, żeby coś się wydarzyło.  – Hmm. – Zaczęłam żałować, że poruszyłam ten temat.  – Nie to, żebyś miała z tym jakiekolwiek kłopoty – dodała szybko Tarin. – Posłuchaj, może powinnaś zacząć udzielać się więcej poza szkołą? Poznać nowych ludzi.  – A skoro już o tym mowa, w klasie Rosie jest nowa dziewczyna.  – Tak? – Tarin zabrała mi szalik i owinęła go sobie wokół szyi, poprawiając jasnobrązowe włosy. Pasował jej dużo bardziej.  – Rosie ją UWIELBIA – ciągnęłam.  – Doprawdy? – Spojrzała na mnie z nikłym, rozumiejącym uśmieszkiem. – Jesteś zazdrosna?

34


CZĘŚĆ PIERWSZA * ROZDZIAŁ 4

– To takie oczywiste?  – Nie, ale za dobrze cię znam – roześmiała się Tarin. – Jesteście z Rosie nierozłączne, chociaż już dziesięć lat chodzicie do innych szkół. A teraz, niemal pod koniec edukacyjnego rozdziału życia Rosie, pojawia się jakaś nowa i Rosie ją lubi – skrzywiła się przesadnie, a potem wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – Nowe znajomości zawsze są ekscytujące. Na twoim miejscu bym się nie martwiła. To taka przelotna atrakcja. Poznałaś ją?  – Tak, w piątek.  – I co? Zawahałam się.  – I jest miła. Tarin wydała z siebie odgłos brzęczyka oznajmiającego niewłaściwą odpowiedź.  – Spróbuj jeszcze raz, ale słowami, które coś znaczą.  – Jest bardzo pewna siebie, ale w spokojny sposób. Nie popisuje się. – Zdałam sobie sprawę, że mój opis był niemal identyczny z tym, który Rosie podała mi przez telefon. – Poza tym jest fajna. Ma ironiczne poczucie humoru. No i jest bardzo ładna.  – Wydaje się znośna. Musiałam się roześmiać.  – Jest DUŻO fajniejsza niż ja. Tarin trzepnęła mnie po ramieniu.  – Nie mów takich rzeczy! Zupełnie jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. – Tylko ludzie, którzy są naturalnie fajni jak Tarin, potrafią mówić takie rzeczy. – Lubisz ją? Zamyśliłam się.  – Nie mogę powiedzieć, że jej NIE lubię.  – A CHCESZ ją lubić?  – Niezbyt.  – Może chociaż daj jej szansę? Jeśli Rosie ją lubi, to chyba ta cała Suzanne jest w porządku. Poza tym pamiętaj, minął dopiero pierwszy tydzień roku szkolnego. Za jakiś czas może przestaną ze sobą rozmawiać.

35


SARA BARNARD * PIĘKNE ZŁAMANE SERCA

Tego wieczoru przypomniałam sobie o słowach Tarin, kiedy zajrzałam na Facebooka. Przelatywałam wzrokiem po kolejnych powiadomieniach, dopóki nie trafiłam na to: „Rosie Caron i Suzanne Watts są teraz znajomymi”. Pierś ścisnęła mi się boleśnie z całkowicie irracjonalnej zazdrości. Oczywiście, że zostały znajomymi na Facebooku. Powinnam się dziwić, że zajęło im to tak dużo czasu. Mimo wszystko… Najechałam kursorem na nazwisko Suzanne, zawahałam się, a potem kliknęłam. Wszystko na nic, ponieważ nie byłam w stanie wejść w zakładkę z informacjami o życiu osobistym. Widziałam tylko jej zdjęcie profilowe. Pochyliłam się, przyglądając się mu uważnie. Była na nim Suzanne z dziewczyną i chłopakiem, wszyscy ubrani w nieznane mi szkolne mundurki i obejmujący się z przesadną czułością. Fotograf uchwycił, jak wszyscy się z czegoś śmiali. Wróciłam na stronę Rosie i zobaczyłam, że Suzanne opublikowała tam film. Dziwnie zdenerwowana włączyłam go. Przedstawiał szczeniaka usiłującego wyjść z namiotu i pokonanego przez własne zbyt krótkie łapki. Słodki filmik, ale oglądając go, uspokoiłam się. Wiedziałam doskonale (najwyraźniej w przeciwieństwie do Suzanne), że Rosie tak naprawdę nie lubiła psów. Suzanne powinna wybrać film o kociaku. W dużo lepszym nastroju zamknęłam komputer i poszłam umyć zęby. Miałam nad tą dziewczyną dziesięcioletnią przewagę i jakkolwiek interesująca i odjazdowa by była, długość przyjaźni i tak liczyła się bardziej.


5 Zanim minęła środa, poczułam się, jakby wakacji w ogóle nie było. Życie codzienne w Esther nabrało pełnego rozpędu i miałam na głowie całą masę prac domowych. Moje teoretycznie nieobowiązkowe zajęcia ponownie zabrały mi cały wolny czas, a dawne sympatie i antypatie, zrodzone w ciągu ostatnich czterech lat lub nawet wcześniej, szybko odżyły. Mój krąg przyjaciół w zasadzie nie zmienił się od siódmej klasy. Była to niejednorodna grupka dziewczyn, które nie pasowały nigdzie indziej. Bardzo mi to odpowiadało, ponieważ miałam już przecież Rosie i tak naprawdę potrzebowałam jedynie garstki znajomych, w którą mogłam się komfortowo wmieszać w godzinach szkolnych. Mishka, Allison, Kesh i ja zaprzyjaźniłyśmy się w ciągu pierwszych dni siódmej klasy i od tego czasu zawsze trzymałyśmy się razem.  – Tak naprawdę musisz się zastanowić, czy on jest rzeczywiście lepszy niż inni faceci – powiedziała Kesh, gdy stałyśmy w kolejce w stołówce. – A jeśli nie, to po co ci to?  – To nie ma znaczenia – odparła Mishka. – Inni faceci, lepsi czy nie, cokolwiek to w ogóle oznacza, nie są dostępni.  – Dlaczego nie? – spytała Kesh.  – Ponieważ nie są zainteresowani – rzuciła Mishka, jakby było to coś oczywistego. Rozmawiałyśmy o jej chłopaku o imieniu Ty. Spędziła z nim większość lata, chociaż z jej opowiadań wyglądał na niezłego drania.  – Słucham? – zdziwiła się Allison. – Chcesz powiedzieć, że jesteś z nim tylko dlatego, że nikt inny nie nawinął ci się pod rękę?

37


SARA BARNARD * PIĘKNE ZŁAMANE SERCA

– Owszem – odparła Mishka beznamiętnie. Roześmiałam się.  – Nie lubisz go ani trochę? – naciskała Allison.  – Nie jest najgorszy – Mishka wzruszyła ramionami. – Ale przecież nie zamierzam wyjść za niego za mąż ani tym podobne. Caddy, możesz mi podać tortillę z kurczakiem i sałatą? Pochyliłam się, chwyciłam ostatnią tortillę i podałam jej. Dziewczyna stojąca za nami jęknęła z zawodem.  – To dość logiczne – powiedziałam.  – O nie… Ty też? – Kesh wyglądała na zawiedzioną. – Powinnaś trzymać wysoki poziom i wymagać tego od nas wszystkich. Wywróciłam oczami. Dwa lata temu odmówiłam zapalenia trawki, którą zaoferowano mi na urodzinowej imprezie Kesh, i zrobiłam wszystko, żeby żadna z moich przyjaciółek również nie dała się namówić na dymka. Przechodziłam wtedy fazę „świętoszkowatości”. Dzisiaj pewnie bym nie odmówiła. Żadna z moich przyjaciółek nigdy nie pozwoliła mi o tym zapomnieć. Zyskałam łatkę osoby o wysokim morale i nie miałam pojęcia, jak się jej pozbyć.  – Ja też bym zaczęła chodzić z kimkolwiek, kto by chociaż trochę się mną zainteresował – powiedziałam. – Zacznę trzymać wysoki poziom, kiedy będę miała jakiś wybór.  – Dokładnie – poparła mnie Mishka. – Dzięki, Caddy.  – Wszystkie jesteście walnięte – oznajmiła Kesh.  – O, przepraszam, ja nie jestem – oburzyła się Allison. Miała chłopaka od dwóch lat i zazwyczaj przysłuchiwała się tego typu konwersacjom z wkurzającym uśmiechem na twarzy.  – W takim razie może powiesz Mishy, żeby nie marnowała czasu na gówniarzy takich jak Ty? – poprosiła Kesh, sięgając po butelkę wody z szafki.  – To wszystko, co zamierzasz zjeść na lunch? – spytała Allison, wskazując na małą porcję sałatki, która stała osamotniona na tacce koleżanki.

38


CZĘŚĆ PIERWSZA * ROZDZIAŁ 5

– Wiesz co? – wtrąciła szybko Mishka, widząc grobową minę Kesh. – Chyba masz rację. Może Ty to strata czasu, ale w tej chwili mi to odpowiada, okej?  – A skoro już mowa o stracie czasu, macie jakieś plany na ten piątek? – spytała radośnie Allison. – Mogłybyśmy pójść do kina.  – Jestem umówiona z Rosie – odparłam.  – Oczywiście – skrzywiła się Allison. – A wy, dziewczyny? Zaczęły planować wyjście do kina, a ja wbiłam widelec w spaghetti. Nigdy nie czułam, że coś tracę, kiedy moje szkolne przyjaciółki robiły coś beze mnie. Rosie była w moim życiu dużo dłużej niż one i wiedziałam, że pozostanie w nim, kiedy one znikną już z horyzontu. Na tym polegało bezpieczeństwo posiadania najlepszego przyjaciela. Znaczyło to dla mnie wszystko. W czwartek, za dziesięć dziewiąta wieczorem, Rosie wreszcie zadzwoniła.  – Hej! – rzuciła, kiedy odebrałam słuchawkę z rąk mamy. – Ja tak na szybko.  – Hej. Jak…  – Nie mogę długo rozmawiać – przerwała Rosie. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że nastąpiła zmiana w jutrzejszych planach. Luke urządza imprezę, jego rodzice wyjechali na weekend. Idę na nią razem z Suze, a po wszystkim ona będzie u mnie nocować.  – Och.  – Może zobaczymy się w sobotę wieczorem? Albo w niedzielę?  – Okej. Hmm… kto to jest Luke?  – To jeden chłopak z naszej szkoły. Jego brat uczy się zaocznie, więc powinno być odjazdowo – Rosie była wyraźnie podekscytowana.  – Myślałam, że nienawidzisz takich imprez.  – Chyba mówisz o sobie.

39


SARA BARNARD * PIĘKNE ZŁAMANE SERCA

Auć!  – To impreza z alkoholem, więc wszystko będzie okej. Hej, chcesz iść z nami? Powinnaś się przyłączyć!  – Nikogo nie będę tam znała. Byłam już na kilku imprezach ze znajomymi Rosie i nie poszło mi najlepiej. Zawsze byłam wystraszona i dziwnie się zachowywałam wobec obcych; zazwyczaj przez całą noc snułam się za Rosie. Żadna z nas nie miała z tego żadnej przyjemności, więc moja przyjaciółka przestała mnie w końcu zapraszać.  – Chciałaś powiedzieć: oprócz mnie, Suze i innych ludzi, których wielokrotnie już wcześniej widywałaś?  – W sobotę rano mam służbę. – Chodziło o obowiązkowe prace społeczne zorganizowane przez moją szkołę. Odczułam niejaką ulgę, że znalazłam całkowicie uzasadnioną wymówkę. – Nie mogę przecież pojawić się w Esther na kacu.  – No to nie pij.  – Roz. – Zupełnie jakby to było możliwe.  – No dobra, dobra. Ale jesteś pewna? Będzie naprawdę fajnie. Poza tym w jaki sposób zamierzasz znaleźć sobie chłopaka, jeśli cały czas będziesz przesiadywać w domu? Kolejny minus opowiadania swojej najlepszej przyjaciółce absolutnie wszystkiego. Przyjaciele zawsze pamiętają.  – Może następnym razem – mówię.  – Wszystko w porządku? Jesteś zła?  – Nie, dlaczego? Obejrzę telewizję z rodzicami.  – Hej, a może wpadniesz do mnie jutro po szkole, kiedy będziemy się szykować na imprezę? Zamówimy sobie pizzę. I tak nie wyjdziemy przed dziewiątą, więc… Oho, już mi współczuje.  – No… może. Zastanowię się nad tym.  – Zastanawiaj się, ale szybko. Została mi dosłownie minuta – Rosie nie mogła do nikogo dzwonić po dwudziestej pierwszej. Pizza z litości albo wieczór przed ekranem z rodzicami.

40


CZĘŚĆ PIERWSZA * ROZDZIAŁ 5

– Okej, jasne – mówię i natychmiast zaczynam tego żałować.  – Super! Wpadnij koło siedemnastej. Wiesz co? Przyjedź z Suze! Jej ciocia ma ją przywieźć i jestem pewna, że po drodze mogą wpaść do ciebie. Poproszę ją.  – Zaczekaj…  – Okej, czas się skończył. Do zobaczenia jutro! Pa!

CIĄG DALSZY W PEŁNEJ WERSJI KSIĄŻKI

Zamów już dziś: bit.ly/piekne-zlamane



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.