Klęska urodzaju (77)



Pamiętam czasy gimnazjum czy nawet jeszcze liceum, kiedy to każda nowa produkcja na fizycznej lub wirtualnej półeczce ogromnie cieszyła. Pamiętam praktycznie każdy swój duży zakup z tamtych lat, a nawet gry, które dostawałem w prezencie. Taki choćby Risen znaleziony przeze mnie dziewięć lat temu pod choinką sprawił, że zacząłem powoli odchodzić od piractwa i od czasu do czasu wydawać pieniądze na oryginalny tytuł. Kupowałem tylko gry, których byłem pewien, że dadzą mi masę zabawy. Tak było z Call of Duty: Modern Warfare 2, Grand Theft Auto: Episodes from Liberty City czy Wiedźminem 2: Zabójcy Królów. Zasada była prosta – każdą kupioną grę przechodziłem.


Od tamtej pory minęło kilka ładnych lat i sporo się w tej kwestii zmieniło. Już nawet nie chodzi o wiek czy idącą z nim w parze poprawę sytuacji finansowej, a raczej o fakt, że gry wideo stały się strasznie tanie. Jasne, brzmi to absurdalnie w zestawieniu z premierowymi cenami gier potrafiącymi sięgać na konsolach 289zł czy też rekordowe 200zł w przypadku wersji PC. Tylko, że tak jest wyłącznie w przypadku tytułów kupowanych w dniu premiery, a i to nie zawsze, bo ostatnimi czasy zaobserwować można powrót średniej półki cenowej Tylko w ciągu ostatnich dwóch miesięcy ukazały się wycenione na około 150 złotych Crash Team Racing: Nitro-Fueled oraz Wolfenstein: Youngblood. Jednak również produkcje wydawane w pełnej cenie coraz częściej bardzo prędko tanieją i to z najróżniejszych względów. Takiego Anthema czy Fallouta 76 wyrwać można za grosze.

Dodatkowo co rusz natrafić można na olbrzymie promocje cyfrowe, w trakcie których można za śmieszne pieniądze nieźle się obłowić. Nieco starsze, lecz nadal dobre tytułu dostępne są za zaledwie kilka złotych, a nawet jeżeli te kilka monet to dla nas za dużo – pewnie niedługo rzucą coś ciekawego za darmo. Takie okazje zdarzały się regularnie już wcześniej. Humble Store rozdawał przecież tytuły pokroju Company of Heroes czy drugiego GRiDa, a i Steam od czasu do czasu pozwalał przypisać sobie do konta dany tytuł by zatrzymać go już na zawsze. Pod koniec zeszłego roku z kolei na salony wkroczył Epic Store próbując przyciągnąć do siebie klientów rzucając w nich darmówkami. Najpierw mieliśmy dostawać jedną nową grę raz na dwa tygodnie, później jedną na tydzień, a na chwilę obecną w tym samym momencie zgarnąć możemy Moonlightera i This War of Mine.


No i są jeszcze abonamenty! Pomijam już nawet Games with Gold czy PlayStation Plus, bo to pikuś w porównaniu do usług wzorowanych na modelu netflixowym. Xbox Game Pass, Humble Monthly, EA i Origin Accessy, a także nadchodzący we wrześniu Uplay+ dają nam dostęp do od kilkudziesięciu do nawet kilkuset produkcji i zazwyczaj ciągle rozszerzają swoją bibliotekę. Ba, w część gier zagrać można już w dniu premiery. Tak było np. z Forzą Horizon 4 kosztującą normalnie ponad dwieście złotych, a którą wielu graczy (w tym ja) ograło dzięki Game Passowi za 40zł (lub 1/40 tej ceny, bo przecież co rusz pojawiają się promocje).

Jeżeli zatem tak na to wszystko spojrzeć to ponosząc relatywnie niskie koszty możemy grać, grać i grać. Ale kiedy? Posiadanie tak ogromnej ilości gier na początku cieszy, lecz powoli zaczynamy podchodzić do kolejnych rozdawanek bez większych emocji, a zacząć się irytować, bo „cholera jasna, kolejny tytuł, którego nie przejdę”. Sam zacząłem wprowadzać przeróżne systemy mające na celu pomóc mi w ogarnięciu nieustannie powiększającej się kupki wstydu, ale każdy z nich bez wyjątku jest w końcu zmieniany na „lepszy” model, a rozrośnięta do monstrualnych rozmiarów kolejka zostaje skasowana by zacząć wszystko od zera.


Nie jest to łatwe dla zapalanego gracza. Status ten w końcu idzie w parze z pewną dozą cebuli we krwi. Liczne promocje czy inne tanie okazje do pogrania w ciekawe produkcje to coś, o czym marzy raczej każdy gracz. Dodatkowo dzięki różnego rodzaju rozdawankom poznać można ciekawe tytuły, na które wcześniej moglibyśmy w ogóle nie spojrzeć. Niestety tak olbrzymi urodzaj jaki mamy teraz może w końcu doprowadzić do wypalenia „zawodowego” i sprawić, że koniec końców mimo posiadania olbrzymiej biblioteki tytułów nie zagramy praktycznie w nic. W takich chwilach trzeba zatem spojrzeć na swoją wirtualną oraz fizyczną półkę i szczerze odpowiedzieć na pytanie: czy potrzebuję więcej?

O, patrzcie, pierwszy miesiąc Uplay+ za darmo…

Komentarze

Popularne posty