Dobrze działający system opieki domowej mógłby pomóc w czasie epidemii. Niestety zatrudnianych legalnie opiekunek jest coraz mniej, a suma świadczeń wypłaconych rodzicom z tytułu zajmowania się dzieckiem cały czas rośnie
Niania – obok żłobka i klubu dziecięcego – jest dziś jedną z form opieki, którą przewiduje ustawa z 4 lutego 2011 r. o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3 (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 326). Niestety cały czas niewiele z nich jest zatrudnianych przez rodziców legalnie na podstawie umowy uaktywniającej.
Świadczą o tym statystyki. Z danych ZUS wynika, że na koniec września do ubezpieczenia zdrowotnego z tytułu sprawowania opieki nad dziećmi na podstawie umowy uaktywniającej było zgłoszonych 5,4 tys. osób. Dla porównania w pierwszym półroczu 2019 r. było to 7,3 tys., a na koniec roku 6,5 tys.

Żłobek lepszy?

Eksperci nie mają wątpliwości, że państwo ewidentnie postawiło na to, by dzieci korzystały z opieki zorganizowanej. Świadczy o tym m.in. zmniejszenie finansowania składek przy zatrudnieniu niani. Obecnie budżet państwa pokrywa należności do ZUS od tej części pensji opiekunki, która nie jest wyższa niż połowa minimalnego wynagrodzenia. Przed 1 stycznia 2018 r. ze środków budżetowych pokrywany był koszt składek emerytalnych, rentowych, wypadkowych i zdrowotnych opłacanych od kwoty minimalnego wynagrodzenia za pracę.
DGP
Katarzyna Przyborowska, radca prawny z kancelarii Lege Artis, potwierdza, że małe zainteresowanie umowami dla niań wynika przede wszystkim z konstrukcji przepisów. – Wiele opiekunek to młode osoby, którym nie zawsze zależy na legalnym zatrudnieniu. Państwo niestety nie stwarza odpowiednich zachęt, żeby można było tę szarą strefę ograniczyć – mówi ekspertka.
Doktor Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji UW uważa, że małe zainteresowanie umowami uaktywniającymi dla niań wynika przede wszystkim z kwestii finansowych.
– Rodzice muszą dwa razy zapłacić podatek dochodowy – za siebie i nianię, bo zatrudnienia opiekunki nie można odliczyć od podatku. Do wynagrodzenia trzeba doliczyć też składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne, które podnoszą koszty zatrudnienia. Dlatego tak wiele osób wciąż pracuje w tym zawodzie na czarno – zaznacza.
Ale to nie wszystko. Ekspert wskazuje, że bardzo duży problem jest także z technicznym rozliczeniem takiej umowy uaktywniającej. – System jest skomplikowany i nieprzyjazny. Sam miałem z nim do czynienia, gdyż zatrudniałem nianię na podstawie takiej umowy i wiem, ile z tym zachodu. ZUS jest bodaj najszybciej informatyzującą się instytucją publiczną, ale przydatny byłby program „proste zatrudnienie”, aby zatrudniający mógł intuicyjnie i poprawnie rozliczyć do kilku zatrudnianych. Obecnie bez wsparcia księgowego trudno to załatwić – zaznacza dr Lasocki.

Zasiłek to nie wszystko

– Dobrze działający system opieki domowej mógłby pomóc. Szczególnie teraz – w czasie epidemii – uważa dr Lasocki.
Zwraca uwagę, że państwo jest gotowe płacić olbrzymie pieniądze w postaci zasiłków opiekuńczych osobom, które przerywają zatrudnienie, żeby zająć się dzieckiem, a niczego nie oferuje tym, którzy chcieliby godzić opiekę z pracą zawodową albo zatrudnić nianię. – W ten sposób promujemy bierność zawodową, a osoby, które jednak chcą pracować, mają gorzej. Dlatego uważam, że trzeba byłoby wdrożyć rozwiązania, które uzupełniałyby kwestie dotyczące niań – mówi dr Lasocki.
Zdaniem Katarzyny Przyborowskiej wyższe dopłaty do wynagrodzenia niani mogłyby ograniczyć pobieranie zasiłku opiekuńczego, szczególnie w czasie epidemii. Obecne regulacje sprawiają jednak, że zatrudnienie opiekunki to dla rodziców żadna alternatywa. Dlaczego? – Umowa uaktywniająca może być zawarta tylko na opiekę nad dziećmi do 3 lat. Nie ma też zachęt finansowych – tłumaczy ekspertka.

Pozwólcie pracować!

Podobnego zdania jest Tomasz Lasocki. Uważa jednak, że powrót do pełnego dofinansowania składek niań od kwoty minimalnego wynagrodzenia (jak przed 2018 r.) to dziś za mało i należałoby pójść krok dalej. – Choćby na czas epidemii warto zastanowić się nad podwyższeniem wieku dziecka, do którego możliwa jest opieka. To kluczowe w okresie nauki zdalnej – wskazuje.
Podkreśla, że każda zatrudniona pomoc to jest oszczędzony zasiłek i legalna praca rodzica oraz opiekuna. Dlatego sugeruje wdrożenie przepisów, które pozwalałyby na przeznaczenie tej kwoty na zatrudnienie niani. – Przyjmijmy, że państwo płaci komuś 3 tys. zł zasiłku z tytułu opieki nad dzieckiem, bo przecież świadczenie w uproszczeniu stanowi 80 proc. pensji. Jeżeli ta kwota zostałaby wykorzystana w postaci ulgi w składkach lub podatkach przy zatrudnieniu opiekunki dla dziecka, to choć koszt jest dla państwa jest identyczny, zysk byłby nieporównywalny. Niania zapłaci przecież podatek od tego, co zarobi, a rodzic będzie pracować, co przełoży się na wpływy podatkowe i składkowe – tłumaczy dr Lasocki.
Dodaje, że okres epidemii to dobry czas na wdrożenie rozwiązań aktywizujących, a nie tych, które zachęcają rodziców do rezygnacji z pracy. – Warto dać im wybór, bo wielu z nich chciałoby być aktywnymi zawodowo, szczególnie że ich dzieci zostają w domu nie z powodu choroby, ale ze względu na zamknięcie placówek z powodu koronawirusa – podkreśla.
Pracodawcy poparliby takie rozwiązanie. – Dopłaty państwa do opieki nad dziećmi jako alternatywa dla zasiłku opiekuńczego to rozwiązanie, które pozwoliłoby firmom funkcjonować bez zakłóceń spowodowanych niedoborem kadry. Dla pracodawców to duży problem, gdy pracownika nie ma kilka miesięcy w pracy – zaznacza Katarzyna Siemienkiewicz z Pracodawców RP.